Słońce otula pierwszymi promykami naszą dolinę. Liście zaczęły zmieniać kolor na żółte i pomarańczowe, zwierzęta powoli gromadzą zapasy na zimę, dni stają się krótsze i zimniejsze. Rozpoczyna się pierwszy jesienny poranek.Tu jest tak pięknie. Delikatny, ale zarazem chłodny wiatr wiatr muskał moje futro na karku. Dziś w nocy - tak dziś jest ten dzień. Żal mi będzie opuszczać watahę, tu są wszyscy moi bliscy, wszyscy, na których mi zależy... Zostawię cząstkę siebie, coś waż... Nie dość! Muszę odejść i dobrze o tym wiem. Taravia poradzi sobie, zresztą jest przy niej Zero.
- Słyszę cię - powiedziałam, ale odpowiedziała mi cisza - Cheroke wiem, że to ty, nie dość, że cię słychać to jeszcze czuć.
- Jesteś zbyt dobra - zauważyła z przekąsem młoda wadera. Nie jest już szczeniakiem, wyrosła i jest gotowa. Po części, dlatego odchodzimy - A tak w ogóle co robisz tu tak wcześnie? Ej? Co się dzieje? Wyglądasz smutno, choć nie zawsze tak wyglądasz. Teraz wyglądasz jakoś rozpaczliwie smutno, jakbyś zjadła co najmniej stado ślimaków, pijawek i popiła to wodą z glistami.
- Ha ha! Ale ty jesteś śmieszna - popatrzyłam na nią spode łba
- No ej co jest?
- Chodź nad jezioro, opowiem ci wszystko po drodze. Pamiętasz jak mówiłam ci, że kiedyś nadejdzie dzień, że będziemy musiały opuścić watahę? Bo właaa...
- Co czekaj?! Jak to, że teraz już? Ale ja się nie pożegnałam! Nie możemy tak odejść. Przecież jesteś alfą! Jeśli odejdziesz staniesz się zwykłym wilkiem.
- Cóż czasem bywają ważniejsze rzeczy od stanowiska w watasze, rzeczy, które wymagają nie lada poświęceń. Zapamiętaj Cheroke, w naszej watasze nie ma zwykłych wilków.
- A co z Taravią i innymi? Nic im nie powiemy?
- Nasze odejście nie wymaga pożegnania. Nie mam w zwyczaju mówić innym kiedy i gdzie idę.
- Ale no...
- Dość! Nie będziemy informować całej watahy o odejściu. Jeśli chcesz możesz pożegnać się co najwyżej z Taravią. Zresztą ona wiedziała, że kiedyś do tego dojdzie. Bądź gotowa dziś wieczorem. Przyjdę do twojej jaskini.
Dobrze, że już poszła, nie widziała mojej łzy - łzy, której nie uroniłam od 8 lat.
- Słyszę cię - powiedziałam, ale odpowiedziała mi cisza - Cheroke wiem, że to ty, nie dość, że cię słychać to jeszcze czuć.
- Jesteś zbyt dobra - zauważyła z przekąsem młoda wadera. Nie jest już szczeniakiem, wyrosła i jest gotowa. Po części, dlatego odchodzimy - A tak w ogóle co robisz tu tak wcześnie? Ej? Co się dzieje? Wyglądasz smutno, choć nie zawsze tak wyglądasz. Teraz wyglądasz jakoś rozpaczliwie smutno, jakbyś zjadła co najmniej stado ślimaków, pijawek i popiła to wodą z glistami.
- Ha ha! Ale ty jesteś śmieszna - popatrzyłam na nią spode łba
- No ej co jest?
- Chodź nad jezioro, opowiem ci wszystko po drodze. Pamiętasz jak mówiłam ci, że kiedyś nadejdzie dzień, że będziemy musiały opuścić watahę? Bo właaa...
- Co czekaj?! Jak to, że teraz już? Ale ja się nie pożegnałam! Nie możemy tak odejść. Przecież jesteś alfą! Jeśli odejdziesz staniesz się zwykłym wilkiem.
- Cóż czasem bywają ważniejsze rzeczy od stanowiska w watasze, rzeczy, które wymagają nie lada poświęceń. Zapamiętaj Cheroke, w naszej watasze nie ma zwykłych wilków.
- A co z Taravią i innymi? Nic im nie powiemy?
- Nasze odejście nie wymaga pożegnania. Nie mam w zwyczaju mówić innym kiedy i gdzie idę.
- Ale no...
- Dość! Nie będziemy informować całej watahy o odejściu. Jeśli chcesz możesz pożegnać się co najwyżej z Taravią. Zresztą ona wiedziała, że kiedyś do tego dojdzie. Bądź gotowa dziś wieczorem. Przyjdę do twojej jaskini.
Dobrze, że już poszła, nie widziała mojej łzy - łzy, której nie uroniłam od 8 lat.