- Posłuchaj - powiedziałam, zatrzymując się - Jakiego koloru jest czas?
Popatrzył na mnie, jakby spróbował ustalić, czy go sprawdzam, czy pytam na poważnie.
- Czas nie ma koloru - mruknął w końcu.
- Właśnie - podeszłam do niego - Jest przezroczysty. I niewidzialny.
Spojrzałam szczeniakowi w oczy. Nigdy nie próbowałam używać mocy do ustalania uczuć, ale w tym wypadku nie było to potrzebne. Był wyraźnie niepewny, czego ma się spodziewać.
- A to moja dziedzina, młody samcu alfa Watahy Smoczego Ostrza.
Miałam wrażenie, że w jego oczach odbiło się zdziwienie, trudno jednak stwierdzić, jak było naprawdę, bo Asacrifice umie doskonale ukrywać swoje uczucia.
- Więc... Od początku... WIEDZIAŁAŚ! - jego ślepia zapłonęły wściekłością - MASZ OBOWIĄZEK WYKONYWAĆ MOJE POLECENIA!
Spojrzałam na niego z kamiennym wyrazem pyska. Nie znam lepszej taktyki na wilka wyładowującego na Tobie swój gniew.
- Oczywiście, że mam - przytaknęłam usłużnie - Ale żadnego mi nie dałeś - dodałam nieco złośliwie, bo było pewne, że te słowa go jeszcze bardziej zdenerwują. Nie mogłam się jednak powstrzymać.
Szczeniak wpadł w furię. Światy, czasy, platformy i cała reszta zaczęła wirować chaotycznie wokół nas. Stałam tam gdzie stałam, spojrzeniem wyprutym z emocji oglądając całą scenę. Znałam magię, którą przyzywał. Panowałam nad nią. Należała do mojej dziedziny. Nie zamierzałam jednak się wtrącać. To było jego przedstawienie.
Otoczenie przyspieszyło, więc zorientowałam się, że spektakl dobiega końca. Młody się wyczerpywał.
W końcu znalazłam się na innej platformie, a basior, wycieńczony leżał obok mnie. Nie wydawał się już taki wściekły. Może pora dopisać kolejny sposób do listy.
- Dobra robota - pochwaliłam go - Użyłeś potężnej magii. I nawet - zerknęłam na niego - nie poszło ci tak źle.
<Asacrifice La Blue Fire?>