- Nathing, nasza wojowniczka - powiedział spokojnym, głębokim głosem. Zabrzmiało to jak przywitanie. Obniżyłam ciało, w każdej chwil gotowa do ataku. Kimkolwiek był brązowooki wiedział coś o mojej przeszłości i nie spodziewałam się, żeby było to coś dobrego. Dawniej szlajałam się w różnym otoczeniu, zazwyczaj niezbyt przyjaznym.
Skierował wzrok znów na Taravię.
- Widzisz, mam do ciebię sprawę. Ale - wysłał w moją stronę strałkę ze zmoczonym czymś końcem - Tylko do ciebie.
W locie przełamałam broń na pół*. Byłam trochę zła na siebie. Jak mogłam dać unieszkodliwić tak dziecinną zabawką?
- Ale ja nie miałam zamiaru iść tutaj bez nikogo i nie zamierzam nic robić z tobą sama. Inaczej - powiedziała z lekimm naciskiem - Wracam do domu a ty sam załatwiaj swoje interesy.
Spojrzał na nią z rozbawieniem.
- To nie ja przyszedłem tutaj, żeby się czegoś dowiedzieć. Wybieraj: zostajecie tutaj obie, albo idziesz ze mną SAMA.
Kolejny pocisk poleciał w moją stronę. Alfa zerknęła na mnie, żeby się upewnić, że i ta sztuka nie dotarła do celu. No tak. Nie miały one na celu zatrucia mnie (chociaż pewnie byłoby miło), lecz dekoncentrację Taravii.
- Cóż - rzekła, znów patrząc w oczy rozmówcy - Zostajemy tutaj.
- Wiesz, że to oznacza waszą śmierć? - powiedział dając waderze jedną sekundę na zmianę decyzji. Potem ruszył w naszą stronę grad strzałek. Uskakiwałyśmy przed nimi chaotycznie, co było dość niemądre ze względu na to, iż obie posiadalyśmy moce, dzięki którym mogłybyśmy unieszkodliwić je bez zbędnego wysiłku. Brnęłam w to jednak dalej. Lepiej będzie, jeśli uzna, że jesteśmy na coś takiego za słabe.
W końcu wszystkie groty wbiły się w ziemię, skalę i pnie za nami.
- Straciłaś kondycję - oznajmił mi, uśmiechając się lekko. A więc plan działał.
- Czyżbym była aż tak niebezpieczna, że cieszy cię moje najmniejsze potknięcie? - spytałam z ironią, wykorzystując fakt, że jego uwaga na chwilę skupiła się na mnie. O tak, doskonale wiedziałam, w który punkt uderzyć.
- Nie, ty nigdy mi nie zagrażałaś. Musiałabyś dorównać moim umiejętnościom, co raczej nie jest możliwe - odparł wilk z pozorem tego samego spokoju, ale uśmiech znikł z jego pyska.
- Rzucanie strzałkami? Rzeczywiście, trudne do pobicia. - zakpiłam. Kiedy zrobiłam się taka wredna?
W odpowiedzi jedynie spojrzał mi w oczy. Jego ślepia były głębokie i w jakiś sposób smutne. Jego moc nie składała się jedynie ze wykorzystywania tej malutkiej broni, chociaż tego jej aspektu często używał. Parał się magią, uwielbiał starą, potężną siłę. Wiedziałam jednak, tak jak i on wiedział, był pewien przez te wszystkie lata, ale nie zamierzał mi tego zdradzać. Chciał zamknąć mnie w klatce, klatce braku doświadczenia i umiejętności, zająć się tym problemem za jakiś czas. Wiedzieliśmy, że to ja byłam potężniejsza.
Odwrócił się do mnie tyłem i tym samym głosem co na początku rozmowy odezwał się do Taravii:
- Warunki się nie zmieniły. Pokarzę ci to, ale bez niej.
Zrozumiałam, dlaczego tak się obawiał mojego towarzystwa. Znałam dużo więcej faktów o nim, niż by sobie życzył. Mogłam wszystko zepsuć. Nie miał najmniejszego pojęcia, że straciłam pamięć.
Wilczyca spojrzała na mnie, a ja pokręciłam stanowczo głową. Co prawda zapomniałam całą moją przeszłość, ale jakimś cudem w odpowiednich momentach przypomniałam sobie cechy jego charakteru. Nie wolno mi było puścić jej teraz samej.
*używając mocy. Myślę, że Nathing stosuje ją tak często, iż nie muszę tego co chwila powtarzać
<Taravia? Jej, znów zamieszanie z pamięcią>