- Muszę natychmiast powiadomić Alfy! Jakiś potwór hasa sobie beztrosko po naszych terenach i napada na członków stada! Trzeba zorganizować grupę i go przepędzić! Chodźmy Rochele, zostawmy Groźbę na razie w spokoju.
Pomału, nie spiesząc się, wstałam, otrzepałam sierść i zastanowiłam się co mogę teraz robić. Przede wszystkim wybrać się na obchód terenów watahy i coś sobie w między czasie upolować.
Wyruszyłam. Po drodze przywitałam się niezbyt chętnie z paroma wilkami i już miałam wejść pod osłonę ściany lasu, gdy nagle zatrzymały mnie czyjeś okrzyki:
- Uwaga, biegniemy! Z drogi!
Odwróciłam się i spostrzegłam, że prosto na mnie biegną szczenięta. Raiden i Ingreed, za nimi truchtała spokojnie Loedia, pilnując by rodzeństwo nie zrobiło sobie krzywdy. La Blue Fire nigdzie nie było widać. Szczenięta skakały i biegały coraz bliżej i bliżej mnie. Nagle usłyszałam głuche warczenie jakie wydają wilki gdy chcą ostrzec przeciwnika przed swoim atakiem. Ingreed i Raiden zatrzymali się i przestraszeni patrzyli w moją stronę. Loedia natychmiast podbiegła i zaczęła szturchać rodzeństwo w przeciwnym kierunku. W jednej chwili przestraszyłam się myśląc, że może jakiś wilk stoi tuż za mną, a już w następnej zdałam sobie sprawę z tego, że to ja sama warczę odsłaniając górne zęby. Natychmiast przestałam, zastanawiając się co sprowokowało mnie do takiego zachowania, gdy odezwała się Loedia:
- My... My nie chcieliśmy sprawiać kłopotów... Przepraszam za moje rodzeństwo i obiecuję, że... że nie będziemy więcej wchodzić pani w drogę...
Po tych słowach wycofała się wraz z Ingreed i Raidenem. Zrobiło mi się głupio, gdy uświadomiłam sobie, że oni się mnie zwyczajnie boją. Nie powinnam była warczeć. Chciałam ich przeprosić, ale rodzeństwa nigdzie nie było widać. Wściekła na samą siebie zanurzyłam się w gęstym podszyciu lasu.
C.D.N.