Ach, tak. Zasnąłem pod drzewem. Niestety nie przewidziałem tego, że może zacząć padać...
Ziewnąłem, przeciągając się i, cały przemoczony, powoli sunąłem naprzód.
Trząsłem się z zimna, a po moim mokrym futrze spływały kolejne krople zimnego, jesiennego deszczu. Wiał mocny wiatr, a rozmokłe, złotoszare liście tworzyły swego rodzaju powłokę na wilgotnej ziemi.
Parłem do przodu, starając się nie przewrócić. Byłem zmęczony, zziębnięty i głodny. A przecież kiedy zasypiałem świeciło słońce!
Nie minęło zbyt dużo czasu, a wiatr wygrał i przewróciłem się, wpadając pyskiem prosto w burą kałużę błota. Kaszlnąłem, próbując pozbyć się zawartości kałuży z pyska, i podniosłem się na drżących łapach. Niestety błoto było na tyle śliskie, że już po chwili znów upadłem, tym razem ześlizgując się z dość stromego zbocza.
Wiatr szumiał mi w uszach, a ja próbowałem wbić pazury z twardą ziemię bądź złapać się pierwszej lepszej gałązki czy korzenia. Niestety ześlizgiwałem się zbyt szybko, żeby móc cokolwiek zrobić.
Krzyknąłem, kiedy mój grzbiet uderzył w gruby pień starego dębu. Leżałem, zbyt zdrętwiały i przestraszony, żeby coś zrobić. Powoli traciłem czucie w zziębniętych łapach i przemrożonym ogonie. Mój grzbiet pulsował tępym bólem, dając o sobie znać przy każdym ruchu, nawet wtedy, kiedy brałem oddech.
- Pomocy... - wyszeptałem, tęskno spoglądając w górę - Pomocy! - zawołałem już głośniej, pewniej - Pomocy!!
Na szczęście nie musiałem długo czekać. Już po chwili patrzyła na mnie para różnokolorowych oczu.
Two-Faced?