Miałam ściśnięte gardło, a moje łapy drżały, z trudem utrzymując moje ciało w pionie. Przyłapałam się na tym, że z moich oczu co jakiś czas spływała łza, mocząc moje złote futro i bezgłośnie spadając na suchą ziemię.
- Obiecasz mi, że będziesz na siebie uważać? - wymruczałam, wtulając nos w jej puszyste, białe futro.
- Idzie ze mną Serafina - wychrypiała, a ja poczułam, jak jej młody pysk rozjaśnia blady uśmiech - Choćbym chciała to i tak nic sobie nie zrobię.
- No tak - odsunęłam się od niej, wpatrując się w piękną waderę przede mną - Wyrosłaś i zmądrzałaś. Pilnuj tej mojej siostry. Może i jest rozważna, ale czasem zbyt dumna.
Skinęła łbem, a ja dałam jej znak, żeby już zmykała.
- Pozdrów szczeniaki - szepnęła, wychodząc.
Stałam jeszcze chwilę, roztrzęsiona.
- Nie pozwolę Ci tak po prostu odejść, Serafino. - mruknęłam do samej siebie, wychodząc z jaskini i biegnąc w stronę biblioteki.
Napięłam mięśnie, zmuszając się do szybszego biegu. Muszę zdążyć.
Wbiegłam przez główne wejście, od razu czując zapach starego, pożółkłego papieru i unoszącego się w powietrzu kurzu. Rozglądnęłam się, lecz mój wzrok napotkał jedynie pustą przestrzeń. Zacisnęłam zęby, starając się ukryć nerwowe podrygiwanie łapy.
I wtedy zobaczyłam jej ciemne futro. Stała odwrócona tyłem, nieruchoma, wpatrując się w monumentalne kolumny i omiatając wzrokiem ogrom zebranych tu ksiąg.
- Wiedziałam, że tu będziesz. - szepnęłam, a mój głos odbił się echem od marmurowych ścian
Widziałam, jak na chwilę się zgarbiła, jakby czując moją rozpacz.
- Chciałam się pożegnać. - podeszłam do niej, siadając obok i nie patrząc na nią. Mój wzrok błądził po starych, drewnianych regałach - Pamiętasz, jak lubiłyśmy tu przychodzić przez ostatnie kilka lat? Tyle jest tu ksiąg, o które tak walczyłyśmy. Tyle razy je przeczytałyśmy.
Uporczywie milczała, próbując ignorować moje słowa.
- Będzie mi Cię brakować. - mój głos się załamał, lecz starałam się nie płakać - Od teraz tylko ja jestem odpowiedzialna za wilki, które tworzą naszą watahę. Ale Ty też niesiesz na swoich barkach duży ciężar. Masz wrócić, rozumiesz? Z Cheroke. Silną i niepokonaną Cheroke.
Wciąż nie odzywała się, kierując swój wzrok na podłogę pod sobą.
- A kiedy już wrócisz, - kontynuowałam - usiądziemy tutaj, znów razem i bez słowa poczytamy opowieści o walecznych wilkach wychowanych przez smoki.
Spojrzałam na nią, od razu dostrzegając mokre plamy na marmurze pod nią. Zwiesiłam łeb, uśmiechając się blado.
- Musiałaś? - usłyszałam jej trzęsący się głos - A tak bardzo chciałam zostać przez Ciebie zapamiętaną jako ta, która nigdy nie płacze.
Zaśmiałam się gorzko, wtulając się w nią.
- Łzy nie są oznaką słabości, tylko siły, siostrzyczko. A Tobie jej nie brakuje.
Wyjęłam z futra jedno z trzech piór, które zawsze przy sobie noszę i podsunęłam jej.
- Pamiętaj o mnie, dobrze?
Skinęła łbem, uśmiechając się słabo.
Patrzyłam, jak odchodzą, milczące i dumne, a za nimi sunie Shikanro. Nie wzięły ze sobą nic, co mogłoby się im przydać.
Wiodłam za nimi mętnym wzrokiem, aż nie straciłam ich z oczu. Stałam tam jeszcze przez chwilę, targana przez wiatr, wsłuchując się w głuche odgłosy nocy.
W końcu ustąpiłam, wyprostowałam się dumnie i biorąc głęboki wdech ruszyłam przed siebie, do miejsca znanego jedynie mi i Serafinie.
Powiodłam wzrokiem po rękojeści wykonanej ze smoczych łusek, muskając nosem diamentowe ostrze.
Wataha Smoczego Ostrza, zabrzmiało w mojej głowie. Jak to dumnie brzmi.
Powróciłam do swojej jaskini, kładąc się obok szczeniaków i Zero. Przygarnęłam drobne ciałka do siebie, sama kładąc łeb na potężnej klatce piersiowej lubego.
Uśmiechnęłam się przez łzy, zasypiając.