Odwróciłam głowę w prawo akurat by zobaczyć przemykającą po ziemi postać. Był to...
Szczeniak.
Zwykły, najzwyklejszy w świecie szczeniak. Zmarszczyłam czoło w zamyśleniu. O ile dobrze wiedziałam to w Watasze Smoczego Ostrza nie było takiego szczeniaka. Basiorek był naprawdę nieduży. Cały ciemno-szary o czerwonych oczach. Przypominał Loedie, choć z postury bliżej mu było do Ingreed. Miał krótkie łapy. Najdziwniejsze w nim były maleńkie skrzydła przyczepione do łopatek. Skrzydełka były tak małe, że z pewnością nie dałby rady wznieść się w powietrze.
- Ej! - zawołałam do niego - Co tu robisz?
Nie odpowiedział. Obejrzał się tylko na mnie po czym usiłował czmychnąć.
Nie pozwoliłam mu na to.
- Wracaj tu natychmiast!
Rzuciłam się za nim w pogoń. Właściwie "rzuciłam" to dość mocno powiedziane. Był szczeniakiem. A jak wiadomo szczeniaka łatwo jest dogonić. Szybko go dopadłam i szturchnęłam łapą, tak, że stracił równowagę i upadł.
- Zostaw mnie w spokoju! - pisnął - Ratunku! Zostałem wykryty! Pomocy!
- Ty! - przerwałam mu - Mów mi zaraz coś ty za jeden i skąd żeś się tu wziął! Gdzie twoja wataha? Gdzie twoi rodzice?
- Nic ci nie powiem, zdrajco!
- Zdrajco?- mój głos przybrał niebezpieczną nutę - A więc to tak? Ty mały...
Urwałam. Nie powinnam się tak do niego zwracać. To raczej niezbyt odpowiedni sposób zaprzyjaźniania się.
- Proszę powiedz mi, - zaczęłam uprzejmie - gdzie są twoi opiekunowie? Zgubiłeś się?
Popatrzył na mnie z pode łba. A potem prychnął:
- A co ci do tego? Kim ty niby jesteś, że tak tu przychodzisz i się panoszysz, co?
- Tak się akurat składa, że jestem wilkiem. Dorosłym, groźnym, niebezpiecznym, pomału zaczynającym wkurzać się na takiego małego uparciucha wilkiem. A musisz wiedzieć, że ja bardzo, ale to bardzo nie lubię takich małych uparciuchów jak ty.
Zamilkł na chwilę. Spuścił wzrok i wymamrotał coś pod nosem. Zrobiło mi się go trochę żal.
- Już się nie smuć. Ja tylko żartowałam. No... a jak ci na imię?
- Smerte. - odparł krótko.
- Smerte - powtórzyłam - Co tu robisz, sam?
- Siedzę sobie.
Zanim zdążyłam ugryźć się w język, moje płuca już opuszczały takie oto słowa:
- Nie chciałbyś może pójść ze mną na polowanie? Przejdziemy się trochę?
- Och, tak, tak! Bardzo chcę! Dziękuję!
No nie, pomyślałam, i teraz będę mieć na głowie o jeden problem więcej. Ale wbrew sobie naprawdę cieszyłam się, że będę mieć towarzystwo.
C.D.N.