Wstałem wypoczęty otwierając jedno oko. Spojrzałem się kątem oka na moją partnerkę, która jeszcze spała. Odłożyłem jej głowę delikatnie na miękką poduszkę, i pocałowałem w czoło.
- Niedługo wrócę . - Szepnąłem. Znów codzienna rutyna się powtarza. Wstaję rano, idę na obchód, następnie małe polowanie. Od jakiegoś czasu źle się czuję, jednak nie chodzi o żadne bóle brzucha czy choroby, mój instynkt mówi, że coś złego dzieje się w drugim wymiarze. Wielokrotnie próbowałem dostać się do Hadesu, jednak każda moja próba, kończyła się porażką. Wysyłałem także demony na zwiady, jednak do tej pory - żaden nie wrócił. Nieco zaniepokoiła mnie ta cała sytuacja. Pomyślałem więc, że jeśli otworzę portal i szybko w niego wskoczę, uda mi się dostać na drugą stronę. Ruszyłem więc na wielką skałę, skąd można obserwować tereny watahy. Wymówiłem demoniczne zaklęcie, i portal, do świata umarłych otworzył się tuż przed moim nosem. 3..2..1..Skaczę. Dreszcz przeszedł moje ciało. Znalazłem się w jakiejś czarnej dziurze. Przejście wydawało się zamknięte, jednak żadna to przeszkoda dla władcy demonów. Wcisnąłem swój klucz w białe świecące drzwi, i przekręciłem go. Nagle, oślepił mnie blask, jednak szedłem dalej. Dotarłem na miejsce. Zrobiło się ciemno, a korytarz oświeciły ogromne płomienne latarnie. Wokoło ogromne posągi poprzednich władców zaświatów. Przede mną, stanął wielki, potężny trzygłowy pies - Cerber, i ukłonił się nisko.
- Panie..- Odezwał się niskim, groźnym głosem, po czym odsunął się i zrobił mi przejście do sali tronowej. Uśmiechnąłem się do swojego pupila, i przeszedłem pomiędzy jego łapami. Jak zawsze, na swoich miejscach siedziały demony, moi wysłannicy, moi słudzy, którzy pomimo swoich ogromnych rozmiarów mieściły się jeden obok drugiego na wielkich fotelach. Wszyscy schylili głowy, aby oddać mi pokłon. Stanąłem na środku sali wpatrzony w podłogę. Wcisnąłem przycisk na kaflu i powiększyłem się do demonicznych rozmiarów. Spojrzałem się w przód, aby dojść do swojego ulubionego miejsca, na mój tron, jednak o dziwo był on zajęty przez kogoś innego.
- Oh, drogi Zero, pora cię zapisać na kartach historii tego miejsca. - Odezwał się ponury głos. - Twój czas panowania się zakończył, możesz oddać mi swój medalion i sp***dalać do grobu kundlu. Nie jesteś mi potrzebny.
- Hadesie...Miło mi cię znowu widzieć. - Syknąłem. - Możesz mi powiedzieć, jak udało ci się uciec ze szkatułki ? Jestem niezwykle ciekaw.
Nagle wszystkie demony zaczęły wiszczeć i krzyczeć, po chwili, wszystkie upadły na ziemię i powoli zaczęły znikać.
- Podziękuj swojemu demonicznemu synkowi, który pomógł mi dostać się do świata umarłych. - Zaśmiał się ponuro Hades. Byłem gotów stawić mu czoła, ten idiota powinien siedzieć teraz zamknięty. Jak wrócę do domu, mój syn dostanie karę jakiej sobie nie wyobrażał.
- Który syn? Nie mam syna. - Warknąłem.
- Asacrifice, mówi ci to coś? - Mruknął bawiąc się sztyletem.
- Zabiję go...- Warknąłem po cichu. - A więc mówisz, że mój syn pomógł ci uciec?
- Tak, dokładnie...Zawarłem z nim niezwykłą przyjaźń. - Uśmiechnął się podle Hades. Nie chciałem mu wierzyć, jednak wiem do czego jest zdolny mój syn.
- Jaką przyjaźń? O czym ty mówisz? Poczekaj, zadzwonię do Lucka, może on to wyjaśni. - Mruknąłem.
- Nie, Lucyfer nie musi się do tego wtrącać. To nasza sprawa. Walczysz, czy poddasz się bez walki? Wiesz ile możesz stracić, jeśli będziesz walczyć? Wystarczy że zabiorę ci medalion, już nie żyjesz.
Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Postanowiłem, że zniknę.
C.D.N