- Może czas się normalnie przejść? - powiedziałem do Siebie. Zbiegłem ścieżką. Zawsze w nocy chodziłem w specjalne miejsce. Mijałem stare drzewa, bujne krzaki i niezwykłe trawy. Gdy byłem coraz bliżej tego miejsca, otoczenie stawało się coraz jaśniejsze. W tej okolicy mieszka niezwykłe stworzenie, które dotykając rośliny, pozostawia na niej specjalną substancję, która powoduje, że roślina świeci. Wreszcie trafiłem. Wyszedłem z lasu na ogromną łąkę. Usiadłem przy strumyku i wpatrywałem się w niego. Zmieniłem się. Kiedy? Nie mam pojęcia. Nagle tafla wody zadrżała. Zdziwiony patrzyłem jak ryba odpływa w popłochu.
- Jestem aż tak straszny? - mruknąłem. Trawa nagle zaczęła świecić. Dzisiaj jest pełnia, więc będzie to jeszcze ładniejsze.
Przymknąłem oczy i pomyślałem o tym, że jest za cicho. Wywołałem lekki wiatr i odpłynąłem. Jednak coś nagle zakłócało mój spokój. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się. Pustka. Westchnąłem cicho, po czym przeszedłem przez strumień. Woda była... delikatna. Nigdy się z tym nie spotkałem. Ujrzałem wielką wiśnię. Jest dość nietypowa, bo kwitnie cały rok. To miejsce ogólnie samo w Sobie jest nietypowe. Dlatego tak bardzo lubię tu przychodzić. W pewnym sensie jest to odwzorowanie mojej osobowości. Stanąłem pod wiśnią i spojrzałem w górę. Miała tak dużo kwiatów, że nie widziałem nieba. Nagle coś zaszeleściło w trawie. Spojrzałem w tamtą stronę. Zauważyłem uszy. Usiadłem i spokojnie obserwowałem. Bo czym tu się martwić?
Ktoś?