- Taravia, tutejsza alfa. - spojrzałam na Zero, kierując dalsze słowa do niego - Ingreed śpi?
Skinął łbem, więc podeszłam do niego, delikatnie chwytając małą za skórę na karku. Położyłam ją na legowisku, ponownie odwracając się do basiorów.
- Zero, możemy na słówko? - zapytałam z przyklejonym uśmiechem, nie zwracając uwagi na to, że moje słowa są niezbyt na miejscu.
Basior z ociąganiem zgodził się. Wychodząc z jaskini i prowadząc za sobą męża, lekkim ruchem łapy otoczyłam Ingreed niewidzialną dla wilków osłoną, która, po naruszeniu przez żywą istotę, zaalarmuje mnie poprzez dość mocny impuls nerwowy.
- Ta osłona nie była potrzebna, naprawdę... - mruknął basior, kiedy znaleźliśmy się już na zewnątrz
- Trudno, nie mogę tak po prostu zostawić obcego wilka z moją córką. - warknęłam, mierząc go wzrokiem - Zacznę od podstawowego pytania. Zebrałeś z In te kwiatki?
Uniósł brew, a w jego oczach zatańczyły wesołe - o zgrozo - ogniki.
- Naprawdę? To jest najważniejsze?
- Czyli nie. Mogłam się domyślić. - westchnęłam, wciąż spoglądając na niego spod lekko przymrużonych powiek - Zero, dałam Ci proste polecenie... Miałeś zebrać kwiatek. Jeden, cholerny kwiatek. A Ty mi tu przyprowadzasz jakiegoś basiora!
- Po pierwsze, te kwiatki...
- Oj, cicho! - wyprostowałam się, próbując dorównać wzrostem basiorowi, co nie było łatwe - Wiem, że zbieranie kwiatków to nie jest szczyt Twoich ambicji, ale Twoje dzieci się Ciebie boją! Chciałam po prostu, żeby relacje między Wami uległy chociaż małej poprawie!
Westchnął, nawet nie próbując się tłumaczyć. Najwyraźniej już sam się tego domyślił.
- A teraz powiedz mi kto to jest. Bo, o ile się nie mylę, jeszcze nie zdarzyło się, żebyś sam z siebie przyprowadził potencjalnego członka.
- To już nie jest potencjalny członek. Pozwoliłem mu zostać.
Zamarłam.
- Tak po prostu?
- Tak, tak po prostu.
- Zero! Nie możesz ot tak, bez pytania mnie, znajdować nowych członków!
- A czy ty zawsze pytasz się mnie, czy przypadkiem nie mam nic przeciwko innym wilkom?
- To inna sprawa. - odwróciłam łeb, patrząc na wejście jaskini i wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, znów patrząc na basiora - To ja jestem ta ważniejsza.
Westchnął, patrząc na mnie kpiącym, aczkolwiek troskliwym wzrokiem.
- No, dobra, kto to jest? - zapytałam.
- To... - zawahał się, jakby niepewny odpowiedzi - To mój syn.
Po raz kolejny zamarłam. Przez chwilę chciałam zapytać się, czy przypadkiem nie żartuje, ale doskonale znałam odpowiedź. Zero nigdy nie żartował.
- Aha. Fajnie. - wybełkotałam, starając się odzyskać pełną władzę nad głosem. - Cieszę się, że byłeś tak miły i nie powiedziałeś mi o tym, że masz jakieś dzieci, wcześniej, przed ślubem, bo przecież mogłabym na spokojnie sobie to przyswoić. W ogóle dziękuję, że kiedykolwiek mi o tym wspomniałeś. Przecież zawsze mogłeś zabrać to ze sobą do grobu.
- Taravio...
- Nie taraviuj mi tu. - warknęłam, obrzucając go zbolałym spojrzeniem - Przyprowadź tu swojego syna zanim cokolwiek zrobi małej, bo wtedy nie ręczę za siebie. Wiesz do czego jestem zdolna. Chcę wiedzieć wszystko. Na przykład czy przypadkiem nie masz jeszcze dwóch córek i żony, tylko zapomniałeś mi o tym wspomnieć.
Basior spojrzał na mnie trudnym do odczytania wzrokiem, lecz ja odwróciłam łeb. Czekałam, czując złość i gorycz.
Zero?? Tłumacz się >.<