2 października 2016

Wyniki konkursu!

Jako, że czas nadsyłania opowiadań do konkursu minął, zamieszczam jego wyniki:

Nathing, jako jedyna przesyłając opowiadanie, została zwycięzcą! 
Gratulujemy!
Wygrywasz 2 000 L, Czerwoną Fiolkę Czasu oraz...
Otrzymujesz tytuł Samicy Beta!


| OPOWIADANIE:
Wcisnęłam się w wąski przesmyk górski i nie oglądając się ruszyłam do przodu. W środku było ciemno i idealnie cicho, nie licząc śpiewu wody. Strop okazał się tak niski, iż idąc szorowałam grzbietem o jego nierówną powierzchnię. Otoczenie działało na mnie przytłaczająco. Starałam się stąpać bezgłośnie i bacznie uważałam na to, co dzieje się dookoła. Przez głęboki mrok nic nie widziałam. Nie czułam ścian po bokach, co sprawiło, że czułam się nieswojo. Jak niewielka, prymitywna istota w pełnej stalaktytów i stalagmitów jaskini olbrzyma.
Przez pewien czas posuwałam się w milczeniu przeciwnym kierunku niż ten, z którego przyszłam próbując nie zboczyć z trasy. Po kilkunastu minutach natrafiłam na przeszkodę zagradzającą całe przejście. Przylgnęłam do niej i powoli przesuwałam się w bok. Zimny i twardy w dotyku materiał sugerował, iż jest to kamień, wolałam jednak nie wysuwać jakichkolwiek wniosków. Mało co było w tej chwili pewne.
Dotarłam do końca jamy i rozpoczęłam wędrówkę wzdłuż - najprawdopodobniej - głazu z powrotem.
,,Musi być tu jakieś przejście" pomyślałam. Równocześnie mimo woli przypomniałam sobie historię, w której bohaterowie krążą pod ziemią, zamierzając się wydostać i natrafiają na trzy tunele. W pierwszym napotykają istotę, która zaczyna ich gonić, wbiegają więc do kolejnego i wpadają na coś ogromnego, czym jest zastawiony i przez co nie mogą się przedostać na drugą stronę. Nie poprawiła mi ona zbytnio humoru.
Zbliżałam się do kolejnej ściany, a szanse na odnalezienie czegoś od tej strony zmalały do tego stopnia, że zaczęłam już obmyślać plan rozsadzenia ściany bez uszkadzania reszty otoczenia, gdy moja łapa wpadła w szczelinę, którą mogłam przejść na drugą stronę.
,,Mogłam" to trochę za dużo powiedziane. Nie mam pojęcia, jakim cudem zmieściłam się w tej wąskiej dziurze, jednak grunt, iż udało mi się przedostać.
W tym miejscu przesmyk skalny zmieniał się w jaskinię. Miała ona sufit nieco wyżej, co powitałam z ulgą, bo po poprzednim etapie wędrówki bolały mnie łopatki. Było tu nieco jaśniej, lecz nadal nie widziałam za wiele. Po omacku obrałam odpowiedni kierunek - z ogromną nadzieją, iż to naprawdę ten właściwy i kontynuowałam marsz.

Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, zanim ujrzałam pierwsze promienie światła słonecznego. Rzuciłam się pędem w kierunku otworu i wypadłam na plac z szarego kamienia. Nie mogłam w to uwierzyć. Byłam tu. Sam fakt, że to miejsce znajdowało się obecnie w pobliżu był nieprawdopodobny, a teraz znajdowałam się w środku kręgu z jasnych, pionowych głazów, TYM okręgu.
Zrobiłam parę kroków w stronę jednego z odstępów między rzeźbami.
- Dotarłam - obwieściłam, sama nie wiem komu. Na pewno nie przebywającym tu starym, potężnym istotom.
Po czym wyszłam z koła.
Doznałam wrażenia, jakbym nagle znalazła się w innej strefie czasowej. Coś przytłoczyło mnie niczym bardzo niskie ciśnienie, czułam pulsowanie i nacisk na czaszkę, jak kiedy zanosi się na ból głowy. Nie zwróciłam jednak na to zbytniej uwagi, bo właśnie zauważyłam pieczarę z... Serce zaczęło mi szybciej w piersi. Jak to możliwe, że tak potężny przedmiot zawędrował w te okolice?
Nie zdążyłam ruszyć, gdy przede mną pojawiły się postacie zbudowane z cieni.
No tak. Strażnicy.
Mroczne wilki otoczyły mnie. Demony. Mogłam się domyślić.
Dopiero teraz zauważyłam, że pogoda gwałtownie uległa zmianie. Po niebie toczyły się ciemne, burzowe chmury, świat wokół był bury, jedynie z jaskini sączyło się niepewnie jasne, ledwie widoczne światło.
Poczwary zaatakowały jednocześnie. Niemalże bez uszczerbku wydostałam się spomiędzy nich i skoczyłam w stronę jamy. Użyłam pełni mojej mocy do walki z nimi, jednocześnie próbując dotrzeć do wnętrza z którego wydobywał się blask. Wydawało mi się, że odpycha mnie od niego silny wiatr, ale wiedziałam, że to działanie strażników. Posłałam w ich stronę kolejną falę uderzeń, lecz wtedy napotkałam jeszcze większy opór. Te demony wzmacniają się moją magią. Oczywiście. Naparłam mocniej na powietrze i rozkazałam mu w myślach: ,,Rozstąp się!". W tym momencie uderzyłam w kamienną ścianę, mijając jaśniejący kamień wielkości pół worka mąki. W końcu znalazłam się odpowiednio blisko, żeby móc go zabrać.
Musiałam włożyć więcej wysiłku w walkę na odległość, aby utrzymać się przy głazie. Zużywałam za dużo energii naraz. Postanowiłam się uspokoić. Nie po raz pierwszy biłam się z demonami, miałam to w małym palcu, nawet jeśli chodzi o te wykorzystujące umiejętności przeciwnika do regeneracji bądź udoskonalania się. Należy wykonać jeden potężny cios. Zaczęłam się do niego przygotowywać, utrzymując cienie na odległość i wyciszając się. I wtedy wszystko zaczęło się sypać.
Nic nie było słychać, poza wyciem wichru. Nie przejęłam się jego zabawą, często gdy używam dużej ilości mocy uwalnia się ,,sam". poczułam potężny wstrząs i wydobyła się ze mnie fala białego światła. Dopiero wtedy zorientowałam się, że coś jest nie tak. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się tak bardzo stracić kontroli.
Mocniej wczułam się w obronę i upomniałam się: ,,Uspokój się". W tym momencie, mimo panującego w około hałasu dotarł do mnie głos. Jego barwa trochę przypominała kobiecą. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale kamień do mnie przemówił.
Nie jestem w stanie przypomnieć sobie ani jednego wyrazu, który użył. W momencie, w którym się odezwał rozumiałam go jakby używał słów, lecz na chwilę obecną nie mam pewności, czy rzeczywiście to robił. Wydawało mi się nawet przez chwilę, że nucił.
Opowiadał o mojej przeszłości. Przed oczyma nagle zaczęły stawać mi dziwne obrazy, sytuacje w których uczestniczyłam.
,,Kim byłaś?" rzekł w swoim tajemniczym języku. Jakby było to wspomnienie zobaczyłam siebie, pouczającą młodego basiorka. Maluch radośnie rozpaćkiwał jasnozielone galaretki.
- Jak widzisz, to nic trudnego - pochwalił się.
- A teraz - odparłam - wyobraź sobie, że te galaretki, to ludzie. - spojrzał na mnie, jakbym właśnie oznajmiła, że kogoś zabiłam. - Albo lepiej - nachyliłam się nad szczeniakiem - wilki.

Kolejna część pokładów mocy wyzwoliła się w postaci białego światła. Magiczny przedmiot świadomie mnie dekoncentrował i osłabiał.

Sceneria zmieniła się. Zobaczyłam Apokaliptę. A za nią... Mama i tata?...
- Jeśli chcesz, to odejdź - odezwało się któreś z nich.

,,Skoro ty tego nie wiesz, to kto?"

Las w którym... goniłam motylki, łapałam je i... Nie, to zbyt brutalne...

Pole bitwy. Rzeź tak krwawa, że nawet ja nie mogłam na to patrzeć. Zamknęłam oczy.
To samo miejsce po walce. Krew, wszędzie krew i ciała. Stałam tam i patrzyłam na nie bez jakichkolwiek uczuć. Nic mnie to nie obchodziło. Jakby...

Jasny, słoneczny dzień. Polana. A na niej ja z jakimś basiorem. Czy my...? Czy ja, kiedykolwiek...

,,Ale dobrze, powiem ci. Zimna, bezwzględna, nieczuła. Taka byłaś"

Skraj skalnej półki. Tuż nad przepaścią.
- Jeśli skoczę w dół, to zginę - oznajmiłam temu samemu malcowi co w pierwszej wizji - A jeśli zepchnę ciebie, umrzesz ty.

Jakaś dziwna jaskinia. Pełna pająków i grzybów.
Podeszłam do ściany i chwyciłam Chamareę.

,,Byłaś mordercą"

Uniosłem powieki. To nie mogła być prawda. Ślepia zapłonęły mi gniewem.

,,Jeśli mi nie wierzysz..."


Nie wiem, dlaczego zrobiłam akurat to.


,,Zapytaj nicości"


Tyle zrozumiałam, zanim wyryłam na głazie dwa słowa:
,,Kamień kłamie"

W jednej chwili wszystko zgasło. Demony zniknęły.
Upadłam na posadzkę. Nie miałam siły wracać. Podniosłam niewielki kamyczek mocą i uśmiechnęłam się lekko.
- Witaj, mała - powiedziałam. Mówienie do rzeczy martwych nie ma sensu i przez większość jest uważane za oznakę braku rozumu, ale w tej chwili mnie to zupełnie nie obchodziło. - Poszalałaś sobie dzisiaj, co?
Westchnęłam i odłożyłam odłamek skalny. Powoli podniosłam się. Wyszłam z pieczary. Świat na zewnątrz oświetlały na pomarańczowo ostatnie promienie słońca. Spojrzałam na góry udające zrębowe, przez które zamierzałam wracać. Czekała mnie długa przeprawa, ale i tak wolałam tę drogę od poprzedniej.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wycieńczona, położyłam się przy wejściu do mojej jaskini. Patrzyłam na gwiazdy, myśląc o tym, co pokazał mi magiczny przedmiot. Odkąd wykaligrafowałam na nim litery przestałam uważać, że to kamień. Był za miękki na kawałek skały i zbyt łatwo dało się go formować.
Czy mogłabym zabijać bez mrugnięcia okiem? Czy zostałam wyszkolonym zabójcą? I czy ja... On... Czy my... Byliśmy zakochani? Nie, to niemożliwe. Ja i basior? Na pewno nie.
Te myśli ciągle wracały. Podobne sytuacje nie wydawały mi się prawdopodobne. A jednak... Jeśli to wszystko zdarzyło się naprawdę?
Zastanawiałam się też nad tym, dlaczego odeszłam z rodzinnej watahy. Od zawsze sądziłam, że uciekłam przed czymś strasznym i dlatego wyrzuciłam to z pamięci. Nigdy nie przyszło mi do głowy, iż mogłabym odejść sama z siebie. Jednak postacie rodziców... Tak bardzo chciałam wierzyć, że tak właśnie wyglądali.
To z kolei obalałoby moją wcześniejszą tezę.

W końcu zamknęłam oczy. Sen przyszedł o wiele szybciej, niż się spodziewałam.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Nathing! - usłyszałam, ale nie odwróciłam się. Jeśli dojdę do skały zanim wilczyca minie zakręt będę mogła udawać, że mnie tu nie ma.
- Nathing! - powtórzyła. Była bliżej, niż się spodziewałam. Stanęłam.
- O co chodzi?
- Dokąd idziesz?
- Donikąd - odparłam. Nie mijało to się za bardzo z prawdą.
- Nie można iść donikąd.
- Ale ja zmierzam właśnie tam.
Popatrzyła na mnie wyzywająco.
- Kłamiesz.
Westchnęłam. Ta rozmowa mnie irytowała.
- O co chodzi?
Wadera nie zwróciła uwagi na moje pytanie. Rozpatrywała na głos czy możliwe jest dotarcie do miejsc ,,nigdzie" i ,,gdzieś".
Ruszyłam w kierunku skał zostawiając ją za sobą.
Nagle przerwała wywód i zawołała:
- Hej! Gdzie idziesz?!
- Nigdzie - warknęłam.
- No tak - zaśmiała się serdecznie, zabiegając mi drogę. - Mówiłaś. A tak na serio?
,,A tak na serio to nic cię to nie obchodzi" pomyślałam z wściekłością. Spojrzałam jej w oczy.
- Nigdzie - powtórzyłam z naciskiem.
- Możesz mi powiedzieć. Nikomu nie wypaplam. Przysięgam.
Obróciłam się o stoosiemdziesiąt stopni i zaczęłam biec w stronę głazów. Byłam pewna, iż biała wilczyca podąży za mną, lecz wyglądało na to, że nareszcie się odczepiła. Nikt nie powinien wiedzieć, co robię. Nikt ani nic.
Zwolniłam i zatrzymałam się. Spojrzałam na uciekającą w popłochu wiewiórkę. Nie zauważyłam żadnej istoty w odległości pięciuset metrów, ale dla pewności sprawdziłam to mocą. Tak, teraz naprawdę byłam sama.

Zamknęłam ślepia i zaczęłam.
,,Powinnaś sama to wiedzieć" dźwięczało mi w głowie. ,,Nic będzie wiedzieć na pewno".
Otworzyłam oczy. Wokół panowała pustka. Ode mnie odchodziły cienkie białe linie. Byłam skulona i malutka.

Nic jest rzeczą niezwykle niebezpieczną, tylko ja mogę w niej przebywać i tylko ja powinnam z nią rozmawiać. W każdym razie nie znam innego takiego wilka. Ma ona całkowite prawo połykać wszystkich amatorów, którzy zechcą na niej eksperymentować.
Dlatego nie spodziewałam się usłyszeć od niej niczego konkretnego. Właściwie nie miałam pojęcia, co może mi dać ta wizyta.

,,Zapytaj nicości, jeśli nie wierzysz"

Jednego byłam pewna: nic jest moim żywiołem, a nie magicznych minerałów. Ta świadomość mnie uspokajała. Kamień nie miał możliwości spłatać mi tutaj parszywego figla. Chyba, że takim figlem można nazwać fakt, iż niczego się nie dowiedziałam.

Zanim wróciłam na miejsce, z którego zniknęłam minęło kilka godzin. Byłam porządnie głodna, bo od wczoraj nic nie jadłam. Skierowałam więc swoje kroki w stronę lasu, drogą wiodącą obok jaskini alf. Właśnie miałam ją minąć, gdy po raz drugi tego dnia usłyszałam swoje imię.
- Nathing? - Taravia stała w progu swojej jamy i przyglądała mi się z troską. - Coś się stało?
Patrzyłam na nią, próbując ustalić czy możliwe jest, żebym aż tak dziwnie się zachowywała, że alfa zaczęła się o mnie martwić. Wtedy w mojej głowie pojawiła się inna możliwość: ona na mnie doniosła. ,,Doniosła..." - oskarżycielsko krążyło mi po głowie.
- Macie tu może - odezwałam się w końcu - jakiegoś jubilera?
Zaskoczona wbiła we mnie wzrok.
- Jubilera?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Starzec mieszkał w niewielkim domku w pieczarze. Zaprosił mnie do środka i ugościł. Pokazałam mu, z czym do niego przyszłam.
Oszlifowałam górną połowę kamienia, tak, że teraz słowa wyglądały jak starannie wygrawerowane. Basiorowi zaświeciły się oczy.
- ,,Kamień kłamie" - odczytał i zwrócił się do mnie - Ciekawe motto. Zastanawiam się, co może znaczyć.
Widząc, że ja najwyraźniej również nie mam żadnego pomysłu wziął się za dokładniejsze oględziny przedmiotu. Zachwycił go minerał, którego bryłę przyniosłam.
- Czy wiesz - pytał raz za razem - co to za skała? Jest ogromnie, ogromnie wiele warta.
Zbadał każde zagłębienie, najmniejszą cząsteczkę towaru. W końcu oderwał się od niego i zaproponował cenę. Kosmiczną.
Uśmiechnęłam się smutno. Nie mogłam zabrać takiej ilości Lupus do watahy, a nawet jeśli, to i tak nie miałam na co wydać tych pieniędzy. Nie chciałam, żeby pod koniec transakcji nabrał wątpliwości przez odmowę odebrania tak sporej zapłaty, więc zaproponowałam co innego.
- Mogę ją oddać za garść tego kruszcu - wskazałam na półkę za wilkiem.
Zgodził się bez wahania. Najwyraźniej głaz rzeczywiście był dla niego cenny.
,,Nawet nie wie pan, ile naprawdę był wart" pomyślałam, wychodząc z jubilerskiego warsztatu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Stałam na skraju skały, tuż przy pięknej, zakończonej zieloną, trawiastą polaną przepaści. Mówiłam, że wizyta u nicości nic mi nie dała? To nieprawda. Odczuwałam teraz o wiele większy spokój i byłam pewniejsza. Określiłam jasno: kamień kłamał. Prawda jest zaklęciem, które go złamało. Nic, co twierdził, nie miało teraz żadnego znaczenia.
Mogłam być inna. Mogłam się zmienić. Ale nie mogłam nie być sobą.
Nie mógł mi powiedzieć o mojej przeszłości. Nie potrafił. To dobrze, że go zniszczyłam. Był zbyt niebezpieczny, by istnieć.
Spojrzałam w dół.
,,Łap mnie" zawołałam w myślach.
Po czym skoczyłam.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template