To wszystko dzieje się tak szybko. Z jednej strony cieszę się, że będę mogła przejść trening i stać się tak dobra jak Serafia, ale z drugiej chciałabym zostać tu z rodziną i przyjaciółmi. Dobra, nieważne. Trzeba iść do przodu!
- Taravia? Jesteś tu? - zapytałam, wchodząc do jaskini alf
- Tak, a... o, to ty - uśmiechnęła się - Co cię tu sprowadza?
- Bo ja właśnie... - bądź jak Serafia - przyszłam się pożegnać - odparłam sucho, może za bardzo.
- Pożegnać? - widzę jak kąciki jej warg opadają, teraz wyrażają smutek i zaskoczenie - Już? Tak szybko? Serafia wspominała mi coś dawno temu, ale że już?
- Tak, wyruszamy dziś w nocy - staram się odpowiadać spokojnie i bez emocji, ale wewnątrz jestem rozbita. Czulę kulę, którą mam w gardle, jeśli się nie opanuję, zacznę płakać.
- Echhh, to w stylu siostry, zawsze stara się ulotnić w sposób niezauważony. Ale naprawdę jestem zdruzgotana, że odchodzicie. Przecież tu są wasi przyjaciele. Naprawdę musisz iść na ten trening? - słyszałam w jej głosie nutę rozpaczy
Zobaczyłam łzy płynące po jej policzkach. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że ja też płaczę. A miałam być twarda. Nie musiałyśmy nic mówić, rozumiałyśmy się doskonale. Stałyśmy w milczeniu i patrzyłyśmy na siebie. Kto wie, może widzimy się po raz ostatni? Po chwili odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Katem oka dostrzegłam, że Taravia nadal stoi w bezruchu. Nie, jestem silna, odejdę dumnie i dramatycznie. Jednak zawracam, biegnę w kierunku żółtej wadery. Obie z ogromną siłą wtulamy się w swoje futra. Jednak jestem słaba, uczucia zwyciężyły. Jestem słaba, muszę się jeszcze tyle nauczyć. Wiemy, że może się już nie spotkamy, ale mimo, że nie łączą nas więzy krwi, kocham ją, kocham ją jak własną siostrę. Stoimy, chcąc zatrzymać czas - już za parę godzin nie będzie tu po mnie śladu.
- Cheroke...
- Tak?
- Taravia? Jesteś tu? - zapytałam, wchodząc do jaskini alf
- Tak, a... o, to ty - uśmiechnęła się - Co cię tu sprowadza?
- Bo ja właśnie... - bądź jak Serafia - przyszłam się pożegnać - odparłam sucho, może za bardzo.
- Pożegnać? - widzę jak kąciki jej warg opadają, teraz wyrażają smutek i zaskoczenie - Już? Tak szybko? Serafia wspominała mi coś dawno temu, ale że już?
- Tak, wyruszamy dziś w nocy - staram się odpowiadać spokojnie i bez emocji, ale wewnątrz jestem rozbita. Czulę kulę, którą mam w gardle, jeśli się nie opanuję, zacznę płakać.
- Echhh, to w stylu siostry, zawsze stara się ulotnić w sposób niezauważony. Ale naprawdę jestem zdruzgotana, że odchodzicie. Przecież tu są wasi przyjaciele. Naprawdę musisz iść na ten trening? - słyszałam w jej głosie nutę rozpaczy
Zobaczyłam łzy płynące po jej policzkach. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że ja też płaczę. A miałam być twarda. Nie musiałyśmy nic mówić, rozumiałyśmy się doskonale. Stałyśmy w milczeniu i patrzyłyśmy na siebie. Kto wie, może widzimy się po raz ostatni? Po chwili odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Katem oka dostrzegłam, że Taravia nadal stoi w bezruchu. Nie, jestem silna, odejdę dumnie i dramatycznie. Jednak zawracam, biegnę w kierunku żółtej wadery. Obie z ogromną siłą wtulamy się w swoje futra. Jednak jestem słaba, uczucia zwyciężyły. Jestem słaba, muszę się jeszcze tyle nauczyć. Wiemy, że może się już nie spotkamy, ale mimo, że nie łączą nas więzy krwi, kocham ją, kocham ją jak własną siostrę. Stoimy, chcąc zatrzymać czas - już za parę godzin nie będzie tu po mnie śladu.
- Cheroke...
- Tak?
Taravia? Jak dramatycznie xP