- Dobrze, mała, tylko uważajcie. - powiedziałam do In, muskając ją nosem w jej mały pyszczek i spojrzałam na białego basiora.
Teraz dokładnie widziałam jego podobieństwo do Zero. Oboje wysocy, szczupli i wyraźnie umięśnieni. Ich oczy miały ten sam wyraz, jednak Thomas zachował w nich choć odrobinę wesołości, której tak próżno szukać u mojego męża.
- Proszę, uważaj na nią. - spojrzałam na białego wilka i zmusiłam się do ciepłego uśmiechu.
- Oczywiście. - skinął łbem i razem z wesołą Ingreed wyszli, kierując się do świątyni.
Westchnęłam i oparłam się o chłodną ścianę jaskini, posyłając mężowi zmęczone spojrzenie. Spokojnym krokiem podszedł do mnie, siadając obok i przyglądając mi się.
- I jak? - zapytał, unosząc brew - Dasz mu szansę?
- Dam mu szansę. Ale pod jednym warunkiem. - mruknęłam, przymykając oczy - TY oznajmisz naszym dzieciom kim on jest, TY będziesz za niego odpowiedzialny i... - uśmiechnęłam się podle - TY weźmiesz jutro na trening całą naszą wesołą gromadkę.
- To więcej niż jeden warunek... - zauważył, lecz ja puściłam tę uwagę mimo uszu - O co chodzi z tym treningiem?
- Zbierzesz wszystkie nasze dzieci i przeprowadzisz z nimi trening, wycieczkę czy co tam chcesz. Tylko mają być grzeczne.
- Czy...
- Tak, Asacrifice też ma z Tobą iść.
- Ale on mnie nie słucha...
- Trudno - zaśmiałam się cicho - Będę z boku obserwować Twoje zmagania. Coś czuję, że się uśmieję.
- Jesteś okropna. - warknął, opierając pysk na moim łbie. Skurczybyk wie, jak zaznaczyć, że jest sporo wyższy.
- Ty też. Dlatego się pobraliśmy, prawda?
- Prawda. - westchnął - Thomas też ze mną pójdzie na ten trening, dobrze?
- Przecież mówiłam, że wszystkie nasze dzieci. - odwróciłam wzrok, wydymając policzki niczym niesforny szczeniak.
Odsunął się, mierząc mnie wzrokiem. Po chwili jednak znów się przysunął, obejmując mnie łapą. Wtuliłam się w jego czarne futro, wdychając jego zapach.
- Jak ten czas szybko mija. Już mam dorosłego syna... - zaśmiałam się, przymykając oczy.
Zero? Wybacz, nie miałam pomysłu xD