- Na początek musimy rozruszać kości. To znaczy, że będziemy musieli pobiegać. Nie truchtem. Jak najszybciej na krótkich odcinkach. Tak wskazujemy goniącym gdzie jest zdobycz.
Zebrałam się do biegu. Wystartowaliśmy, Laviemu bardzo dobrze szło!
- I jak?
Zapytał po kilku próbach.
- Świetnie.
Pochwaliłam go, a raczej wyraziłam swoje zdanie.
- To co teraz?
Zapytał znów.
- Przejdziemy do drugiego ćwiczenia - wypatrywania i bezszelestnego biegu obok ofiary.
Najpierw więc skradaliśmy się. Kiedy zobaczyłam jelenia, dałam basiorowi znak i przemieszczaliśmy się jak najbliżej zwierzęcia. Nagle Lavi upadł i spłoszył jelenia.
- Nie twoja wina. To była tylko próba...
Pomogłam mu się podnieść.
- Ech...
Westchnął tylko.
- Ok. Teraz najważniejsza część treningu. Tropienie. Musisz złapać zapach ofiary i iść gdzie zaprowadzi Cię nos. Zdaj się na węch.
Przez dość długi czas basior nie mógł nic wyczuć. Tym czasem już denerwowały mnie różne zapach zająców, saren i innych wilków plączących się razem. Pociągnęłam go za sobą i szłam po jednym z zapachów.
- Co wyczuwasz?
Powiedział mi.
- Nie przerywaj... kilometr przed nami jest zając, po lewej inny, a gdzieś za nami... Serafina.
Mruczałam pod nosem. Musiałam szybko dorwać tego zająca. Rzuciłam się biegiem, aż zobaczyłam go. O tak! Całe stado! Zabiłam sześć i podzieliłam trzy dla mnie i trzy dla Lavi'ego.
- Niezły masz węch.
Przyznał po chwili.
- Dzięki. Już nieraz ćwiczyłam. Ale teraz muszę lecieć. Spotkajmy się jutro.
***********
Gdzie mi się tak spieszyło? Kupiłam ostatnio Eliksir Żywiołu. Teraz muszę tylko wypić zawartość i próbować do wieczora jaki doszedł mi żywioł. Próbowałam wielu rzeczy, aż wreszcie odkryłam, że to światło. Od razu pobiegłam do Lavi'ego.
- Lavi, mam nowy żywioł!
Pochwaliłam się.
Lavi?