Spuściłam wzrok. Byłam zakłopotana.
- Więc po co za mną idziesz?
Ofuknęła mnie wadera i poszła energiczniej.
- Czekaj! Muszę się o coś zapytać...
Podbiegłam do niej. Przewróciła tylko oczami.
- A więc czego znowu? Chcę mieć trochę spokoju...
Przystanęła, ale nerwowo przebierała łapami.
- Może...widziałaś gdzieś alfy?
Zapytałam niepewnie. Wydawałam się onieśmielona, ale wcale tak nie było.
- Niestety, nie mam czasu na odpowiedź, żegnaj.
Skuliła uszy i ruszyła naprzód.
- Nie możesz tylko powiedzieć gdzie je widziałaś?
Krzyknęłam, bo ona się oddaliła.
- Niedaleko centrum, pa!
Rzuciła już porządnie zniecierpliwiona i odeszła najprędzej jak potrafiła.
Wydawało mi się, że byłam już w centrum watahy. Więc poszłam dokładnie w to miejsce. Tak jak przypuszczała Charlene alfy tam były. No, może trochę dalej, ale je znalazłam.
- Alfa...
- Serafina.
Dokończyła moje zdanie wadera z ciemnym futrem. Skinęłam lekko.
- Ach, przecież jesteś tu nowa... ja jestem Taravia.
Podeszła do nas inna, żółto płowa.
- Bo... ja... gdzie są jaskinie?
Zapytałam dukając na początku.
- To w tamtą stronę. Tamta u stóp tego pagórka jest twoja.
Wskazała mi alfa Serafina. Przyszło mi iść i sprawdzić co w niej jest. Nie była duża. Trochę jedzenia w razie wojny się zmieści i gdzie spać jest. Wszystko co mi potrzebne było w środku. Było ciepło, sucho i pachniało w niej tak... inaczej. Ziołami? Kwiatami? Ech, Fernir sam wie... Pobiegłam znów do alf, bo dręczyło mnie jedno.
- A kto mnie oprowadzi po terenach?
Zapytałam alfy Serafiny.
Serafina?