- A Ty gdzie idziesz? Marsz do Taravii! - zaśmiała się przyjaźnie.
- Dobra, żarty sobie daruj. Do widzenia. - Pognałam przed siebie, Dark Heaven musiałaby nieźle wytężyć wzrok aby mnie wtedy zauważyć. Nieprzerwanie myślałam co to takiego było, to tam w lesie. Pewnie dźwięk zachował się jeszcze przez chwilę w mojej głowie, pewno że tak. Moim szczęściem, że to co było, już minęło. Poszłam w stronę naszego centrum. Usadowiłam się w mojej jaskini i położyłam się w celu odpoczęcia. Nagle do jaskini wbiegła Dark Heaven. Zerwałam się na równe łapy, za nią dumnie, lecz pospiesznie wkroczyła Taravia.
- Musiałaś na mnie... Hmm, donieść? - odparłam z lekką irytacją.
- To nie był donos, czy wiesz, że to mogło zagrozić Twojemu życiu? - podbiegła bliżej Heaven.
- Tak, ale spójrz, nie ma żadnej czarnej mgiełki, jak to ujęłaś i nic już mnie nie boli. - prychnęłam.
- J-a-k-i-m c-u-d-e-m-? - wydukała zaskoczona przeglądając mój umysł, jak strony gazety. - No nie ma...
- Zapewniam Cię Taravio, że nic mi nie jest. Na dodatek masz przewrażliwioną członkinię w watasze - zaśmiałam się serdecznie. - Pomimo to, bardzo Was polubiłam. Wiecie? Całą tę watahę i każdy jej kąt. Ale Wy, nie stójcie tak! Rozejść się, chcę sobie uciąć porządną drzemkę i wreszcie zaznać odrobinkę spokoju. Dobranoc. - Położyłam się w kącie i ułożyłam wygodnie. Było to, jak dotąd moje najdłuższe przemówienie w Watasze Smoczego Ostrza. Obie wadery upuściły to pomieszczenie i coś tam robiły.
Dark Heaven?