Leżałem więc i myślałem nad tym, co dalej robić. Nie pójdę dalej tylko dlatego, że moja znajoma zdecydowała się odejść. Wilki przecież przychodzą, a później znikają. Taka jest kolej rzeczy. Żadnego porozumienia. Leżałem więc dalej, a Ona leżała obok mnie.
- Odwodnisz się.
Nie odpowiedziałem, nie musiałem. Jednak miała rację, nie piłem nic przez cały dzień.
- Nie nudzi ci się siedzenie nade mną i mendzenie mi do ucha? - zapytałem, wstając.
- Ogłuchłeś.
- Nie wiem o co ci chodzi.
- O to, że przestałeś być czujny. Czujesz się tutaj zbyt bezpiecznie. Nie boisz się, że ktoś wyrwie ci kręgosłup, zmieli go i pożre, gdy będziesz spał? Nawet byś nie zauważył...
- To dość dokładny opis obawy. I nie, nie boję się. Poza tym, jakbyś nie zauważyła, ostatnio nie sypiam zbyt głęboko.
To prawda, od wielu dni ledwo co zamykałem oczy, a już się budziłem. Nie wiem jednak czym jest spowodowana owa bezsenność. Otrzepałem się i przegryzłem nieistniejący kęs czegoś. Rzeczywiście nie poczułem nic poza klejąco-drażniącą suchością w pysku. Westchnąłem.
- Rusz się, przydasz się na coś. - rzuciłem od niechcenia w jej stronę.
- Mam wrażenie, że zapominasz, iż jestem jedynie wytworem twojej wyobraźni. - odpowiedziała zjadliwie.
- Mam wrażenie, że zapominasz, iż nie ufam tobie, jak i sobie. Wiem tylko, że z tobą będę się mniej nudzić.
Ruszyłem przed siebie, węsząc na prawo i lewo. Nie było sensu nasłuchiwać, ponieważ akurat znajdowałem się w miejscu, do którego dochodziły pogłosy wszystkich źródeł, rzek oraz jezior z okolicy. W takich miejscach nie ma możliwości skupić się na jednym dźwięku. Na moje szczęście wyczułem jednak majaczącą blisko ziemi, lekką woń wody, w której latem rozwija się wiele aromatycznych roślin. Truchtem pobiegłem w stronę, z której dochodził do mnie zapach; Ona biegła w ślad za mną tak subtelnie stawiając kroki, że wyglądała, jakby unosiła się w powietrzu. Jestem p r a w i e pewny, że tak nie było.
Wokół mnie unosiły się chmary barwnych motyli, które latały wokół spadających z drzew liści i nasion, siadały na pobliskich roślinach, albo skromnie sączyły nektar z nielicznie rosnących w lesie słodkich kwiatów. Zmusiłem swoje znużone lenistwem ciało do wyostrzenia na kilka sekund słuchu, by napawać się śpiewem rozbudzonych ptaków. Wraz z ich akompaniamentem dotarłem do strumienia, mieszczącego się w okolicy kilku jaskiń, prawdopodobnie zamieszkanych przez wilki z watahy.
Schyliłem się i upiłem trochę zimnej, świeżej wody, rozmyślając nad tym, czym zająć resztę leniwego dnia i o tym, że pewnie znów nie wyśpię się w nocy. Moje przemyślenia przerwała wilczyca, patrząca się na mnie z naprzeciwka. Przełknąłem orzeźwiający napój, podniosłem głowę i odwzajemniłem spojrzenie.
Nieznajoma wadero?