– Co się tu dzieje?! – warknęłam zachrypniętym głosem. Przede mną pojawił się wysoki, szczupły basior. Już raz go widziałam, a przynajmniej tak mi się wydawało.
– Chciałeś mnie zabić?! – syknęłam, próbując wstać na nogi.
– Ja? Użyłbym bardziej określenia "uratować". – Uśmiechnął się blado.
– Nie pamiętam, abyś oferował mi jakąkolwiek pomoc – odrzekłam, robiąc krok w tył. – Dlaczego to zrobiłeś? Skąd wiedziałeś, że właśnie nie chcę zginąć?
– Nie sądzę, abyś chciała swojej śmierci. Właściwie, to wszystko wskazywało na wypadek – odpowiedział kojąco.
– Skoro tak, dziękuję – wycedziłam przez zęby z trudnością.
– Proszę.
– Czy mógłbyś mi teraz zdradzić imię wybawcy?
– Harbinger – odpowiedział ze spokojem
– Miło mi, ja Sh...
– ...Shenemi – przerwał mi w połowie. Spojrzałam na niego szklistymi oczyma z wielce zdziwioną miną.
Przez chwilę trwała niezręczna cisza.
– C-Czy powiesz mi, gdzie teraz jestem? Trochę się pogubiłam... – Poczułam kłucie w mojej głowie. Z każdą chwilą narastało coraz bardziej.
– Jesteśmy niedaleko od jeziora, w którym się topiłaś. Właściwie kilkadziesiąt metrów.
– Jakie jezioro? – Przez chwilę nie wiedziałam, o czym mówi.
– Nie wiesz, o czym mówię?
– Emm... Wiem... Chyba... Coś sobie przypominam... – Zamyśliłam się na chwilę. – Mam już sobie iść?
– Co?
– Czy mam iść?
Harbinger? Wybacz za długość.
Wybacz, że w ogóle dodaję to teraz. ~HG z zaświatów.