24 grudnia 2018

Od Symonidesa CD Sunset

Basior przeszedł pomiędzy gęstymi gałęziami, schylając nisko łeb. Słyszał recytowane słowa i teraz podążał w ich kierunku, ciekawy, kto przesiaduje na cmentarzu. Zatrzymał się po wspomnieniu wojny, przymknął oczy, wsłuchał się jeszcze bardziej; w jego gęstym futrze tańczył wiatr. Ruszył dopiero po skończeniu recytacji, znów chwilę odczekał, potem podszedł do wadery.
Jej głos zdecydowanie pasował do wyglądu: kobiecy, delikatny, ale i smutny. Symonides przyglądał się jej w milczeniu, a kiedy napotkał jej wzrok, ukłonił się lekko i posłał pocieszający uśmiech. Żal skryty w różowych oczach zapalił w nim chęć pocieszenia wadery, dlatego też podszedł do niej – początkowo odsunęła się szybko, lecz po chwili zapewne rozpoznała w nim człona WSO i pozwoliła zbliżyć się trochę bardziej – i zapytał, czy może usiąść obok. Zgodziła się po chwili wahania.
Wzrok Symonidesa automatycznie podążył na usypany z ziemi kopiec. Poczuł na swojej skórze dreszcz; nieprzyjemny, chłodny, taki, jak zawsze, gdy stykał się ze śmiercią. Jedna grudka czarnej ziemi stoczyła się w dół, pod łapy basiora, a wtedy powieka wadery drgnęła.
Znał ją. Z widzenia, nigdy przecież ze sobą nie rozmawiali, ale znał. Odchrząknął, starając się przypomnieć sobie imię wilczycy... Coś na S, to pewne.
Odwróciła się w jego kierunku, a kiedy to zrobiła, jej grzywka zafalowała lekko, na chwilę ukazując drugie różowe oko. Sunset. Już pamiętał.
– Kogo straciłaś? – zapytał, ubiegając ją. Przerwał ciszę; jego słowa wydawały się roznosić we mgle jeszcze chwilę, zanim całkowicie przestały istnieć. Uniosła wzrok na chmury i przez krótki, nieznaczny moment skuliła się w sobie. Wiedziała, o co pytał: o grób, tę nieszczęsną kupkę ziemi, która skrywa tyle nieznanych mu wspomnień.
– Rainbow – odparła w końcu. Spodziewał się rozpaczy, lecz jej głos zabrzmiał całkowicie obojętnie. Pomyślał, że dobrze potrafi ukrywać emocje.
Skinął łbem. Miał wiele pytań, ale wiedział, że jedynie zadadzą niepotrzebny ból. Na początku chciał też złożyć kondolencje lub powiedzieć coś z pozoru głębokiego i pouczającego, ale nie był jeszcze tak stary, by prawić morały. Znów pogrążyli się w ciszy; gdzieś w górze śpiewał pojedynczy ptak. Melodia brzmiała smętnie i Symonidesowi przeszło przez myśl, że pewnie niedługo zacznie padać.
– Symonides – odezwał się w końcu, a wadera uniosła brew. Po chwili zrozumiała, lecz wciąż wpatrywała się w niego, zapewne oczekując kontynuacji słów. – Wiem, że to głupie, ale czy jestem w stanie zrobić coś, co przywołałoby uśmiech na twój pysk?

Sunset? 

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template