Arina miała wrażenie, że zaraz wybuchnie. Wpatrywała się w powaloną waderę z obnażonymi zębami. Z jej gardła wydobywało się niskie warczenie. Nie wiedziała, że może mieć w sobie tyle gniewu.
- Cicho bądź! - warknęła. Szara wadera westchnęła i przewróciła teatralnie oczami.
- Zejdziesz ze mnie łaskawie, czy mam cię zrzucić w krzaki? - zapytała. Nadal wściekła Arina wycofała się do tyłu. Nieznajoma wstała, otrzepała się z ziemi. Była młodą waderą, może tylko kilka lat starsza od Ariny. Wyglądała dosyć... zwyczajnie. Dosyć grube, szare futro, typowa sylwetka. Tylko oczy miała czerwone.
- Co się gapisz? Do widzenia - prychnęła wadera, robiąc krok w przód. Arina jednym skokiem zagrodziła jej drogę.
- Nigdzie nie idziesz - w jej głosie pojawiła się lodowata stanowczość, coś nowego. Zwykle nie lubiła się narzucać, jednak w tej chwili miała to gdzieś - Najpierw pójdziesz przeprosić tego szczeniaka.
Szara wadera roześmiała się ironicznie.
- A co, zmusisz mnie? Daj sobie spokój. Do widzenia - powtórzyła z naciskiem. Arina nadal stała w tym samym miejscu.
- Musisz go przeprosić.
- Nic nie muszę - prychnęła rozdrażniona już wilczyca. Przepchnęła się obok piaskowej wadery, popychając ją na bok. Już miała zapomnieć o wszystkim, gdy z tyłu rozległ się jej lodowaty głos.
- Nie masz honoru.
Anacre? Taka mała prowokacja. Wybacz, że tak króciutko.