Przyspieszyłam nieco kroku, choć było już niedaleko. Zdawało mi się, jakby lada moment blask słońca miał oświetlić horyzont, tym samym zaprzepaszczając moją szansę na zebranie pyłku.
W końcu jednak naszym oczom ukazała się polana. Na pierwszy rzut oka była zwyczajna, jak wszystkie inne. Miała w sobie jednak coś magicznego, czego inne miejsca nie miały. W końcu promienie białego światła zaczęły przebijać się między drzewami. Z krzewów powoli wyłaniały się małe, magiczne istotki, kręcąc w powietrzu okręgi i pętelki. Wyglądały, jakby tańczyły. Wtedy też wyjęłam niewielką fiolkę i zebrałam odrobinę złotego pyłku, który unosił się w powietrzu.
Przepełniona energią płynącą z dnia, byłam już gotowa do drogi powrotnej. Airov jednak wyglądał, jakby wpadł w trans. Śledził uważnie ruchy wróżek. Emanowały delikatne, żółte światło, które odbijało się w jego rubinowym oku.
– To tylko wróżki – zaśmiałam się, próbując przywrócić go do rzeczywistości.
Basior przytaknął, po czym spojrzał w moją stronę.
– Potrzebujesz czegoś jeszcze do tego eliksiru? – zapytał, ukradkiem patrząc jeszcze na wróżki.
Z pomocą telekinezy uniosłam przed sobą listę potrzebnych mi składników, a fiolkę z pyłkiem włożyłam do skórzanej torby.
– Dam sobie ze wszystkim radę. Idź poalfować.
Posłałam mu słodki uśmiech. Być może nie powinnam, ale lubiłam żartować z jego stanowiska.
Ciemny wilk otworzył pysk, jakby chciał coś powiedzieć, jednak ja pogrążyłam się już w myślach, gdzie znajdę najcieńszą pajęczynę pokrytą rosą.
Airov?