Pogoda go nienawidziła. Od trzech głupich i długich dni deszcz moczył jego futro, nie dając nawet szansy na wysuszenie go. Mimo panującego lata, czół chłód. Zawędrował na tereny jakiejś watahy - to już wiedział. Pogoda jednak sprawiła, że wszyscy jej członkowie poukrywali się w jaskiniach, przez co żadnego z nich nie mógł znaleźć. W końcu jednak natrafił na wilka, któremu najwyraźniej nie przeszkadzało doszczętne przemoczenie całego futra. Z początku spojrzał na niego krzywo.
– Gdzie znajdę alfę? – zapytał. Nie miał w zwyczaju się witać.
Nieznajomy wskazał mu kierunek, po czym się oddalił. Najwyraźniej nie przepadał za zawieraniem nowych znajomości lub nagle zorientował się, że deszcz rujnuje mu dopiero co ułożone futro. Ren stawiał raczej na tą pierwszą opcję.
Nie miał wielu opcji, więc zaufał wilkowi i udał się w jego stronę. Nie przepadał za mieszanką błota i trawy, jednak jedyna droga prowadziła właśnie przez nie. Nie było sposobu, by je ominąć, a przynajmniej on nie mógł takowego znaleźć. W końcu udało mu się dotrzeć na miejsce i mimo, że do końca nie był pewien, czy dobrze trafił, coś w sercu mu podpowiadało, iż jego wędrówka dziś miała dobiec końca.
By nie skreślić swojej szansy już na początku, otarł błoto z łap i otrzepał się z wody, z nadzieją, że jego futro nie napuszy się przez tą czynność. Powtórzył jeszcze w myślach to, co miał zamiar powiedzieć, po czym wkroczył do środka. Było tam raczej pusto. Najwyraźniej wilk alfa nie lubił trzymania w jaskini zbędnych mu przedmiotów.
– Czy zastałem alfę? – zapytał, a jego głos odbił się echem od ścian.
Po chwilę z głębi wyłonił się ciemny basior, a tuż za nim wadera, o futrze w kilku odcieniach i miłych, fioletowych oczach. Skinęła zachęcająco głową w stronę nowo przybyłego, jakby chciała zachęcić alfę.
– Co cię tu sprowadza? – Rozległ się głos czarnego wilka. Nie był surowy, jednak dało się w nim wyczuć delikatną niepewność w stosunku do psa.
– Nazywam się Ren – odrzekł spokojnie. – Błąkałem się przez całe życie. Marzę, by w końcu znaleźć miejsce, gdzie mógłbym się osiedlić.
Ten przez chwilę zrobił zamyśloną minę, jakby sam nie był pewien, co powinien zrobić.
– Jesteś psem – powiedział w końcu. – To wataha wilków.
– Brakuje wam myśliwego. Jestem gotów nim zostać.
Nikt nie wiedział, skąd Ren posiadał takie informacje. Waderze trudno było ukryć swoje zdziwienie. Można by nawet określić je, jako pozytywne zaskoczenie. Fioletowooka przytaknęła, wpatrując się w rubinowe oczy alfy. Chciała go w watasze, Ren już to wiedział.
Następnego dnia, ku zadowoleniu owczarka, słońce w końcu powróciło na niebo. Wyszedł ze swojej jaskini, by ogrzać się w jego blasku. Delikatny podmuch wiatru musnął jego uszy. Zamknął oczy, by jeszcze bardziej wsłuchać się w otaczającą go ciszę. Cieszył się, że w końcu mógł to zrobić, nie obawiając się, że pod jego nieuwagę przyjdzie człowiek i zabierze mu jedzenie. Stał tak, dopóki nie usłyszał kroków. Wtedy też przypomniał sobie, że dziś miał się zjawić u niego wilk, który oprowadzi go po terenach i objaśni funkcjonowanie watahy. Spojrzał w stronę, z której dochodził dźwięk. Jego oczom ukazała się drobna wadera. Jej granatowa sierść i płetwy sprawiały, że wyglądała tak majestatycznie, jednak w oczach Rena zdawała się być bardzo oderwana od świata. Błądziła wzrokiem po ziemi, jakby chcą odwlec spotkanie. Być może to właśnie dlatego akurat ona miała oprowadzić owczarka po terenach. By nawiązać kontakt z innym członkiem, czego w żadnej innej sytuacji by nie zrobiła. A może wcale taka nie była. Może to tylko Ren myślał, że jest nieśmiała.
Coral?