Obudziłem się rano z dobrym humorem. Chciałem pobawić się z siostrą, ale nigdzie jej nie spotkałem...
- Mamo? Gdzie Saba? - spytałem. Zauważyłem jedną łzę, która spłynęła po policzku mojej rodzicielki.
- Czyli jednak to prawda... Synku, Saba od nas odeszła. Wyprowadziła się na drugi koniec watahy - powiedziała.
Nie mogłem w to uwierzyć. Moje oczy się zaszkliły, a ja szybko pobiegłem... Sam nie wiem gdzie, ale po kilku godzinach dobiegłem nad zatokę.
Woda była taka piękna. Błyszczała w słońcu i była przyjemnie chłodna. Wiem, że gdzieś są jakieś duchy, ale nie mogłem się powstrzymać i po prostu wszedłem kawałeczek do wody. Wpatrywałem się w jakiegoś wilka. Był piękny, a w wodzie wyglądał jakby tańczył. To pewnie utopiec. Chciałbym do niego dołączyć. Nie musi się niczym martwić, może sobie pływać i nurkować ile chce, bo się nie zmęczy i nie utopi, pomyślałem i ruszyłem w jego kierunku. Dusza spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się i tańczyła dalej. Gdy zanurkowałem i byłem zaledwie metr od niego, utopiec podał mi łapę. Chwyciłem ją i popłynęliśmy głębiej.
W którymś momencie zaczęło brakować mi tlenu. Woda wleciała do moich bolących i szalejących płuc. Na początku walczyłem sam ze sobą, ale w końcu uznałem, że tak będzie mi lepiej. Zamknąłem oczy.
Gdy ponownie je otworzyłem, wyglądałem inaczej. Miałem bardziej spłaszczony i wydłużony ogon i błękitną sierść. Między moimi palcami pojawiła się mała błonka. Popatrzyłem na mojego nowego towarzysza. Był widocznie zadowolony z siebie...
Resztę wieczności spędzę z nim. Robiąc to co kocham. Będę pływał.