Wadera przez chwilę zawiesiła wzrok na rudym przybyszu, przyjrzała mu się, dokładnie zeskanowała łańcuszek wiszący na jego szyi i spojrzała w oczy. Rød ze spokojem siedział, przy okazji sam oglądając nowo poznaną waderę. Robił to jednak na tyle dyskretnie, że samica nie była w stanie tego zauważyć, sama była zbyt zajęta podziwianiem złotego kolibra, który zdobił klatkę piersiową Pana R.
Jej niemal szklane oczy odbijały w sobie radość, jaką prawdopodobnie Vi w sobie kryła. Była atletycznie zbudowana, a biały kolor sierści uroczo podkreślał jej błękitne, anielskie spojrzenie.
— Kim jesteś? — zapytał, chociaż był w stu procentach pewien, że ma do czynienia z aniołem.
— A jak myślisz?
— Stawiałbym anioła, ale odpowiedziałaś mi pytaniem na pytanie, więc wole nie ryzykować z odpowiedzą. Na zachętę powiem, że jestem wilkiem czasu — posłał jej nieco rozmarzony uśmiech, wypowiadając dwa ostatnie słowa.
— Demon.
To go zabolało. Znacie to uczucie, kiedy wszystko było dobrze, trwaliście w swoim zimnym i nudnym świecie, dopóki jakaś informacja nie spadła na was, jak grom z jasnego nieba? Wadera zauważyła zdziwienie basiora.
— Coś nie tak Rød?
— Właśnie nawiedziła mnie wizja, która nieszczególnie przypadła mi do gustu. Wiesz może, która jest godzina?
— Równo południe, spieszy ci się gdzieś? — zapytała.
— Muszę iść do pracy — kolejny raz się uśmiechnął. — Do zobaczenia niebawem.
Rudy bez ostrzeżenia uniósł łapę Wichny i ucałował ją na pożegnanie, następnie w podskokach ruszył w stronę sklepu. O dziwo rozpierała go energia, gdy wszedł za ladę. Na chwilę zapomniał o codziennych kłopotach, o córce, której życie jest zagrożone oraz wiszącej nad jego rodziną klątwie, przynajmniej nad częścią rodziny. Tego dnia z uwagą przysłuchiwał się klientom, doradzał, na samym końcu żegnał i zapraszał ponownie. Dowiedział się sporo nowych rzeczy na temat watahy, między innymi to, kto ostatnio zmarł, ile wilków wybiera się na pogrzeb, następnie dotarła do niego informacja, że pogrzebu ma nie być. Ktoś z tego powodu zgłosił się, aby oddać wieniec róż, bo nie miał co z nim zrobić. Sumując był to dzień pełen atrakcji. O zmroku basior wyszedł ze swojego sklepu i pozwolił sobie na zatracenie się w ciemności.
— Kogo moje oczy widzą — zwrócił się do białej wadery, którą dane mu było poznać o poranku.
— Witaj. Zmierzasz do swojej jaskini? — zapytała łagodnie.
— Nie, mój dzień dopiero się zaczyna. Mam zamiar odwiedzić Grotę Diabła, podobno jest tam sporo interesujących dzieł. Może masz ochotę się tam przejść razem ze mną?
Wichno? Niebawem się rozkręcę.