przez jednego z przeciwników, który wydusił mi z płuc powietrze. Przez moment mignął mi wtedy
ciemnofutry basior rzucający się na niego. Miły gest z jego strony, aż uśmiech pchał mi się na pysk.
Powstrzymałem go jednak, chcąc odgonić niepotrzebne mi emocje i odwróciłem się do Harytii.
– Musimy się stąd wydostać. – powiedziałem odkrywczo, rozglądając się. – Spróbujmy wyjść z lasu
bez tworzenia przez ciebie portali, nie chcę cię przemęczać.
Wadera być może chciała zaprotestować, jednak w dalszym ciągu spokojnie na mnie patrzyła.
Powiodłem wzrokiem po brunatnych drzewach, a gdy zauważyłem trochę jaśniejsze miejsce,
ruszyłem w jego kierunku.
– Co zrobimy ze świadomością, że zidentyfikowaliśmy zabójców wilka ze statku? – zapytałem, kiedy
Harytia zrównała swój krok z moim.
– Hm, myślę, że naczelni naszej watahy powinni się o tym dowiedzieć. W końcu chodzi o
morderstwo, prawda? Musimy ich ostrzec.
Szliśmy równo, dość żwawo. Wbiłem wzrok daleko przed siebie, analizując słowa wadery. Czułem
nieodpartą chęć zapalenia papierosa, jednak nie miałem żadnych przy sobie. Wytworzyłem więc
przed sobą małą chmurkę czarnego dymu, który był po prostu częścią ciemności, by w jakiś sposób
zrekompensować brak tytoniu.
– Ale fajnie... – wyrwało mi się, gdy znów mogłem użyć swoich mocy.
– O tak – wilczyca skinęła głową i uśmiechnęła się. – Teraz czuję aurę zarówno swoją, jak i twoją.
Obudziły się w odpowiednim momencie.
Powoli się ściemniało, jednak wciąż widać było w oddali jaśniejszy obszar. Głupotą było
pokonywanie nieznanego lasu bez znajomości go, zdawałem sobie z tego sprawę, ale nie chciałem
zużywać dopiero co odzyskanych mocy wadery. Nim wyszliśmy na swego rodzaju przepierzenie,
miejsce, gdzie drzewa były przerzedzone i rosły w większej odległości, nie zdążyliśmy dobrze się
rozejrzeć, by obrać dalszy kierunek drogi, a po przeciwnej stronie polanki pojawił się czarny,
niebieskooki wilk. Spojrzał na nas bez słowa, lecz z widoczną na pysku konsternacją, po czym zaczął
zbliżać się krok za krokiem.
– Stój tam – powiedziałem ostro, próbując odkryć zamiary basiora.
Spojrzałem pytająco na Harytię, a ona na mnie. Próbowałem z jej błękitnych oczu odczytać jakąś
wskazówkę, jak powinniśmy postąpić, lecz nie znalazłem żadnej. W końcu wilk nie miał wrogiego
nastawienia, lecz mimo to porwał nas i był zamieszany w morderstwo. To wszystko wydało mi się tak
męczące, że zgarbiłem się bez siły i pochyliłem nieco łeb.
Harytio?