- Dziękuję. - szepnęła
- Hę? - uniosłem brew.
- Dziękuję.
- Dziękujesz? Za co?
- W końcu się przed kimś wygadałam. - uśmiechnęła się blado - Tego mi było trzeba.
- Zawsze do usług! - ukłoniłem się teatralnie, a wadera zaśmiała się cicho.
Spojrzałem w jej złoto-czarne oczy i zatopiłem się w nich. Wadera uniosła pytająco brwi, kiedy od jakiegoś czasu spoglądałem na nią.
- Masz piękne oczy, wiesz? - zapytałem, lekko przekrzywiając łeb.
- Och, naprawdę?
- Tak. Naprawdę. - odwróciłem wzrok i wstałem.
Ruszyłem do przodu. Łapa już nie bolała, ale nadal miałem zaschnięte ślady krwi na futrze, które nie zmyły się nawet podczas ulewy, która, notabene, przeszła już na wschód, ukazując nad naszymi głowami błękitne niebo.
- Odprowadzę Cię do Twojej jaskini, dobrze? - zapytałem, spoglądając na nią.
- Nie trzeba. Dam sobie radę.
- Nalegam.
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Nie darowałbym sobie, gdyby coś Ci się teraz stało.
- Ach... W takim razie dobrze, chodźmy.
Na rozdrożu skręciliśmy w prawo, przedzierając się przez dzikie krzewy. Po kilku minutach lekkiego truchtu byliśmy pod jaskinią wadery. Nastawiłem uszu. Ptaki właśnie zaczynały swój popołudniowy koncert. Wadera powoli wchodziła do swojego domu, ale zatrzymała się wpół kroku.
- Może wejdziesz?
- Nie, nie mogę. Mam jeszcze dużo rzeczy do roboty. - mruknąłem, posyłając waderze przepraszający uśmiech. - To... Do zobaczenia.
Ayra?