Rano, gdy wstałam, poczułam dziwny zapach. Okazało się, że prowadzi on do lasu. Nie mówiąc nic innym, poleciałam tam. Gdy zapach zaczął być bardziej intensywny, zaczęłam biec coraz szybciej. Dobiegłam, ledwo, ledwo, ale dobiegłam. Zobaczyłam dziwną postać (dla mnie nieznaną). Nie miała ogona, ani takiego nosa jak my. Stała na tylnych łapach, które nie wyglądały jak łapy, podeszła do mnie. (Moim zdaniem nie był to dorosły osobnik). Powiedziała do mnie "Witaj malutki, jak się masz!" I dała mi coś pysznego. Pomyślałam, że znam ten smak, ale nie wiem skąd. Ta dziwna postać przedstawiła mi się:
- Cześć, mam na imię Nicole i mieszkam tu.
Ja niestety nie mogłam odpowiedzieć. Postać zaczęła rzucać patyk i nagle wyskoczył pies. Przeraziłam się i uciekłam. Dziwna postać wołała mnie, lecz ja nie zwracałam na to uwagi. Gdy dobiegłam do lasu poczułam ulgę, byłam spięta i zostawiałam za sobą lodowe ślady. Postać ta znalazła mnie po nich, lecz ja byłam bezpieczna w mojej jaskini. Było mi jej żal i pomyślałam -Nie zostawię jej tam samej, ale nie mogę jej tu przecież przyprowadzić, Serafina mnie zabije. Poszłam więc do lasu i odprowadziłam ją do jej "jaskini". Zdałam sobie sprawę, że warto było i że nawet, jeżeli nie możesz uszczęśliwić siebie, możesz uszczęśliwić innych. I tak po całym męczącym południu poszłam na wrzosowisko i pobawiłam się tam z innymi szczeniakami.