- Co jest? - Zapytałam. - Nie jesz? Nie złowię za Ciebie! - Krzyknęłam do Jax'a. Ten tylko machnął łapą.
- Nie mam zamiaru. Woda jest lodowata.
- Wiesz, że nienawidzę takich wiercizadów. - Prychnęłam. Chyba będę musiała mu zrobić kolację. Popatrzałam na jego lekki ślad na brzuchu... W taki sposób spłacę dług... Chyba...
- No niech ci będzie. - Powiedziałam. - Ten jeden raz przymrużę oko na twe zachowanie. Chcesz wędzonego czy upieczonego?
- Co? - Zapytał. Pewnie zawsze jadł surowe... Ech...
- Do stołu prawie podano! - Powiedziałam.
- Mógłbyś przynieść mi dwa kamienie? Jakby co, to nie było pytanie.
- Ech... Niech Ci będzie. - Podał dwa pierwsze lepsze malutkie głazy. Otarłam je o siebie i wyskoczyły iskry. Zapłonął ciepły przyjazny ogień, na którym mogłam dokończyć nasze ryby.
- El voile! - Powiedziałam. Kiedy zjedliśmy ryby, niebo było już pełne gwiazd. Usiadłam obok Jax'a i wtuliłam się w jego szorstką sierść.
- Jax? - Zapytałam.
- Tak?
- Jestem twoją przyjaciółką?
Jax?