Gorączka przybierała na sile, czułem to. W pysku miałem już posmak krwi. Zaczyna się. Odrętwienie w łapach, szum w głowie. Mimo to nie stawałem, nie mogłem. W pobliżu wyczułem drugiego wilka. Jeśli się teraz zbliży, zarazi się. Zacząłem biec w stronę gór. Obraz rozmazywał mi się przed oczami. Nie dam rady... Skręciłem za najbliższy głaz i zacząłem wymiotować. Krew spływała po mojej białej szyi, a futro nabierało bordowy kolor. Raz za razem. Po ciele zaczęły rozchodzić się dreszcze. Jeden za drugim. Nie mam już sił...
***
Ból głowy rozsadzał mi czaszkę. Udało się, przetrwałem noc. Spróbowałem wstać, nic z tego. Mam czas, powtarzałem sobie. Jednak po godzinie bezradności zacząłem się denerwować. Paraliż zawsze już ustępował... Nagle usłyszałem wycie, a następnie trzask gałęzi. Zacząłem się szamotać. Zza krzaków wyskoczył wilk. Wadera (?) stanęła i zaczęła się rozglądać.
- Kim jesteś?
- Oleander.
Longma?