- Taravio, Taravio!
Wszędzie rozpoznałabym ten głos. Zmrużyłam brwi i ruszyłam do przodu. Tak jak przypuszczałam, ujrzałam Serafinę.
- Co tu się stało? - zapytałam, mierząc zebranych wzrokiem. Pośrodku zbiorowiska leżała nieprzytomna Cavaleria, mocno krwawiąc.
- Sprawa jest o tyle trudna, że nikt nie wie, co dokładnie zaszło. - zaczęła Serafia, przyglądając się waderze. - Cavaleria jest nieprzytomna, ale puls jest w normie. Musimy zanieść ją do medyka, a kiedy się obudzi, wypytać ją o to.
- Zajmę się tym. Ty wracaj do Cheroke, słyszałam, co się stało. - szepnęłam, po czym przeniosłam wzrok na pozostałe wilki. Wszyscy stali w miejscu, nie wiedząc, co zrobić. Kilka osób zaproponowało mi pomoc, lecz grzecznie odmówiłam. Nie chciałam ich w to mieszać. - Rozejść się! Sytuacja opanowana!
Wilki odeszły, nerwowo rozmawiając między sobą. Serafina również wróciła do jaskini, wcześniej upewniając się, czy na pewno sobie poradzę. Podeszłam do nieprzytomnej wadery i oglądnęłam obrażenia. Były to rany cięte, dość głębokie, zbyt precyzyjne, by zostały zadane w walce. Ktoś musiał ją okaleczyć, a ona próbowała się bronić, lecz na darmo. Wilk musiał być silny i wyćwiczony - widać to było po umiejscowieniu i głębokości ran. Wiedział gdzie uderzyć, by najbardziej zabolało, a nie zabiło. Czułam zapach nieznanego mi basiora, na brązowym futrze wadery znalazłam kilka biało czarnych włosów. Basior ów miał długie pazury, które skutecznie zraniły bok Cavalerii.
Mruknęłam pod nosem parę słów, a po chwili kłąb czarnego dymu uniósł waderę. Nie chciałam ryzykować ponownego zranienia i bólu wadery podczas zwykłego transportu. Truchtałam, bacznie obserwując otoczenie, a Cavaleria, wciąż nieprzytomna, sunęła obok mnie. Nie minęło nawet kilka minut, kiedy znalazłam się w jaskini medyka, który opatrzył rany wadery i zabandażował je. Ja w tym czasie siedziałam przed jaskinią, planując dorwanie basiora. Kimkolwiek był, gdziekolwiek był, zapłaci za to co jej zrobił.
Cavaleria?