Wadera obróciła się, marszcząc brwi. Uśmiechnąłem się ciepło, skinając łbem w geście przywitania. Znałem ją z widzenia, wymieniliśmy między sobą zaledwie kilka zdań, ale zaniepokoiło mnie dziwne zachowanie wadery.
- Tak? - wydukała, przyglądając mi się bacznie
- Wszystko w porządku?
- Tak, jak najbardziej. - obdarzyła mnie lekkim uśmiechem.
- A więc, hm... Może się przejdziemy? - zapytałem, chcąc podtrzymać rozmowę.
Skinęła głową i kątem oka zlustrowała otoczenie. Ruszyłem do przodu, a wadera po chwili znalazła się obok mnie, dotrzymując mi kroku.
- To... Co u Ciebie słychać? - zapytałem, spoglądając na nią.
- Nic ciekawego.
Pierwsze krople tępo uderzały w ziemię, rozbryzgując się. Uniosłem wzrok ku górze. Ciemnoszare chmury kłębiły się, a krople zaczęły spadać w jeszcze większej liczbie.
- Pada. - skwitowała - Lubisz deszcz?
- Lubię, ale wolę, kiedy jest sucho.
Rozmowa się nie kleiła, więc dalej szliśmy w ciszy, przysłuchując się wodzie dudniącej o korony drzew.
Po chwili jednak drogę zastąpiły nam cztery wilki, prawdopodobnie trzy basiory i wadera. Ich ciemnoszare futra przesiąknięte były wodą, a w oczach tańczyły złowrogie iskierki.
Stanęliśmy w miejscu. Wadera spojrzała na mnie, a ja zmarszczyłem brwi.
- Kim jesteście?! - zapytałem tubalnie, przekrzykując ulewę.
- Nikim ważnym! - odparł jeden z nich. - Zwykłe złodziejaszki czyhające na ofiary! Zapewne macie przy sobie coś wartościowego...
- Odsuń się. - szepnąłem do wadery, zniżając się na łapach.
- Spokojnie, dam radę walczyć. - zapewniła mnie, powoli ruszając do przodu
- Nie wątpię. - szepnąłem, zagrodziłem jej drogę. - Nie wiemy jednak, do czego są zdolni. Choć nie wyglądają na silnych, pozory mogą mylić. Do tego mają przewagę liczebną, co znacznie zwiększa ich szansę na wygraną. Spróbujmy rozwiązać to pokojowo. - zmierzyłem grupę od stóp do głów, zwracając się do nich - Nie macie prawa tu przebywać!
- To już nie Twoja sprawa!
- Ależ moja! - warknąłem - Odejdźcie, a ujdziecie z życiem!
- Haha! Jeszcze czego! - wrzasnął kolejny, a ja zmarszczyłem brwi.
- No cóż, próbowałem. - mruknąłem i obnażyłem kły, z których kapnęło kilka kropli trucizny, wypalając w ziemi kilkucentymetrowe dziury.
Ayra?