- Fandonim?! Wiem, że to ty! - Wykrzyknęłam, wokół pojawiła się czarna mgła, tak jak myślałam, mój prześladowca znalazł mnie. Byłam przyzwyczajona do obecności Fredra w moim życia. Widzę się z nim prawie, że codziennie.
- Czego chcesz?
- Nie denerwuj się, moja mała księżniczko - powiedział ze strasznym uśmiechem.
- Nie nazywaj mnie tak!
- Spokojnie moja mała, dzisiaj nie będziesz musiała cierpieć...
O o o... powiedział to, dzisiaj będę czuła ból...
- Chodź ze mną, zabawimy się
- Nigdzie nie idę! Zostaw mnie! Proszę!
- Musimy załatwiać to siłą? - Odpowiedział z nonszalanckim uśmiechem.
- Daj mi spokój! Błagam! Ja już nie chcę! Mam Cię dość! - Poczułam jak pętla zaciska mi się na szyi. Unosi mnie w górę i rzuca o skałę. Ja tylko miałam siłę na lekkie piśnięcie. Rzucał mną na wszystkie strony.
- Już, pójdziesz ze mną? - Nie miałam siły mu opowiedzieć. Szarpnął mną jeszcze kilka razy i niósł za sobą. Nie wiem gdzie mnie niósł. Nie miałam siły na szarpanie się i uciekanie. Doszliśmy, bynajmniej on szedł, a mnie niosła niewidzialna pętla. Było to miejsce mi nieznane. Pętla mnie puściła i spadłam na gołe skały. Podszedł do mnie z ostrym mieczem.
- No to teraz zobaczymy jak potrafisz piszczeć.
Zaczął nacinać mi łapy i bok. Piszczałam, wyłam i skomlałam wniebogłosy. On się patrzył na mnie wzrokiem. Wzrokiem, którego się bałam.
- No, na dzisiaj to tyle, dziecinko...
Przeniosłam się do centrum watahy. Fredro rozpłynął się w powietrzu. Wszystkie spojrzenia zostały rzucone w moją stronę...
Taravia? Pomożesz?