- Słucham? - zapytał.
- No tak, przez niego moje relacje z matką się pogorszyły.
- Zaraz, zaraz... Co?
- Znaczy nie przez niego, tylko przez tego jego ojca...
- To czemu obwiniasz jego?! - zapytał, poirytowany. Nie chciałam tego dłużej ciągnąć, gdyż to nie był mój ulubiony temat.
- Puk puk?
- Yyy...
- PUK PUK?
- E... Kto tam?
- HIPOPOTAM!!! Hahahahaha... - zaczęłam się śmiać. Jax nie mógł wytrzymać i też zaczął chichotać. Tak, roześmiani, szliśmy przez watahę, aż natrafiliśmy na staw.
- No, to jak tam z Sheedanem?
- A wiesz... Może Ci powiem, lecz muszę Ci odpowiednio dobrze zaufać.
- Serio? Myślałem, że jesteś ufna, skoro humor Ci dopisuje...
- Wiesz, pozory mogą mylić... - powiedziałam. Później wepchnęłam go do wody i sama tam się rzuciłam.
- Ej, za co?
- Za zachłanność. - stwierdziłam uśmiechnięta i zaczęłam go chlapać.
Jax? Sorki, że takie krótkie - Brak weny...