Młody basior szedł ze zmarszczonym brwiami i wzrokiem utkwionym gdzieś poniżej niewyraźnej linii horyzontu. Fakt, że wilk zadał jakieś pytanie, dotarł do niego o ułamek sekundy później, niż powinien. Uniósł wzrok i jeszcze przez moment milczał, przedłużając wiszącą nad nimi ciszę. Odezwał się potem niskim głosem, troszkę zachrypniętym, ale normalniejącym przy każdym kolejnym słowie.
– Spotkałem jednego z nich całkiem niedawno – wyjaśnił krótko, nie czując potrzeby rozwijania tematu. Zwykle kierował się prostym założeniem, które zakładało głównie to, że bez potrzeby nie mówi wiele, by nie nudzić rozmówcy. Zresztą i tak nie miał zbyt wielu okazji do dłuższej rozmowy.
Brwi Niffelheima powędrowały nieznacznie w górę, lecz Inverness skupiony był na zwrocie Młody Mistrzu i tym, jak niesamowicie zirytowało go jego użycie. Ziemia wydawała się skrzypieć pod ich krokami, kiedy w miarowym tempie sunęli naprzód. Młody wilk nie był do końca pewny, gdzie zmierzają., więc jedynie szedł w narzuconym przez starszego kierunku i cieszył płuca ostrym, ale świeżym powietrzem, dzięki któremu łatwiej było zachować trzeźwość umysłu.
– Czym się zajmujesz? – zapytał w końcu, mając nadzieję, że ma do czynienia z egzorcystą z krwi i kości. Jakież było jego zdziwienie, kiedy usłyszał, że tamten jest zwyczajnym pedagogiem. Zamrugał kilkakrotnie i, całkowicie podświadomie, zwolnił, wpatrując się w basiora. Po chwili odzyskał sprężysty krok i odchrząknął, starając się ukryć zażenowanie zaistniałą sytuacją. Po pysku Niffa błądził uśmieszek. – Więc... Ekhem, od ilu lat zajmujesz się demonami? Znaczy... Jak długo się o nich... uczysz?
– Och – mruknął i spojrzał w szarawe niebo; przelatywał nad nimi właśnie klucz ciemnych ptaków i to na nim wilk skupił swój wzrok. Przez moment wydawało się, że liczy lata spędzone na poznawaniu tych istot, lecz w końcu poddał się i jedynie uśmiechnął uprzejmie. – Całkiem długo.
– Dlaczego więc nie jesteś egzorcystą?
– Mam swoje powody, Młody Mistrzu.
Przygryzł zęby i możliwe, że jego powieka drgnęła nieznacznie, lecz nie powiedział nic i najnormalniej w świecie skinął łbem, dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru drążyć tematu. Znów zaległa cisza, przerywana jedynie rytmicznymi oddechami. Invernessowi nie przeszkadzała ona ani trochę, bo przywykł do niej już dawno. Nie był pewny, czy jego towarzysz ma takie same odczucia, lecz stwierdził, że tamten odezwie się, kiedy tylko będzie chciał. I rzeczywiście nie musiał czekać zbyt długo; kiedy tylko przeleciał obok nich kolejny ptak, tym razem błękitny i samotny, basior odezwał się swoim niskim, chrapliwym głosem, który brzmiał niecodziennie, ale Invernessowi się nawet podobał.
– To dziwne, że jeszcze nie odleciał – zauważył jakby mimochodem, na co młody stwierdził, że on się na ptactwie nie zna. Wysilił się jeszcze na uśmiech, który wyszedł trochę krzywo, lecz znośnie. Dopiero, gdy skrzydlate stworzonko odleciało, jego zbłąkane myśli przestały się kręcić wokół spotkanego demona i wróciły do teraźniejszej sytuacji, uświadamiając mu, że miała być to próba podtrzymania rozmowy.
– Ach, wybacz – mruknął, patrząc na Niffa kątem oka. – Nie potrafię prowadzić rozmowy.
Ku jego zdziwieniu na pysk wilka wstąpił ciepły uśmiech, tak, jakby nieco rozluźnił atmosferę. Nawet, jeśli zrobił to niechcący, to było to całkiem dobre posunięcie.
Starszy wilk zatrzymał się, a jego sierść zafalowała pod naporem wiatru. Zlustrował towarzysza jasnym spojrzeniem i przerzucił na niego obowiązek wybrania docelowego miejsca spaceru, na co ten jedynie uniósł brwi. Rozejrzał się i przez chwilę wahał, przygryzając rozciętą wargę.
– Dobrze – zaczął, wciąż obserwując otoczenie. Myśli w jego głowie kotłowały się, lecz w końcu ciekawość wygrała z ostrożnością i Inverness uśmiechnął się najpromienniej jak potrafił. – W takim razie coś ci pokażę.
I wszedł na polanę, stawiając łapy tak, aby nie nadepnąć na przemarznięte korzenie i nie zranić niepotrzebnie łapy. Heim ruszył za nim, prosto w kierunku miejsca, w którym niegdyś ulokował się mały, czarny i bezkształtny stworek.