— Tak się składa, że umieranie odłożyłem na później — uśmiechnąłem się przekornie. — Więc od czego chciałabyś zacząć? Właściwie nie do końca chce mi się tobie pomagać, ale w zamian możemy udać się na polowanie.
— To po co tu właściwie przyszedłeś? — zapytała nieco rozdrażniona.
— Ot co, tak sobie. Nie mam co robić. To jak, idziesz?
— No.
Uśmiechnąłem się, przepuszczając ją przed siebie i poprosiłem, aby kierowała się w stronę Gniazda Żmii. Nie bez powodu wparowałem do niej z samego rana, droga do lasu Phoenix'a prowadziła przez wcześniej wspomnianą pieczarę, a tylko tam mogłem znaleźć godną strawę. Ostatnio mój apetyt był coraz większy i zwykłe truchło pozostawione przez resztę watahy lub kości nie zaspokajały moich potrzeb. Chciałem czegoś więcej. Każdego wieczora, gdy zanurzałem się w wodzie, przyglądałem się swojemu zmarnowanemu odbiciu. Sucha i pozbawiona mięśni sylwetka dziwnie wyglądała przy łbie z zielonymi oczami, które niemiłosiernie raziły i podobnie do głowy, wydawały się za duże. Postrzępione uszy były niemal pozbawione sierści. Niegdyś puszysty i radosny ogon zwisał teraz bezwładnie, nie okazując żadnej emocji. Paznokcie były krótkie, zdarte, a w niektórych przypadkach całkiem wyrwane. Jedynie nienaturalnie lśniące białe zęby wciąż były na swoim miejscu i odstraszały natrętne szczenięta. Miałem zamiar to zmienić. Chciałem odzyskać dawną świetność, urok i pewność siebie. Zaczynałem od teraz.
— Hej, hej nie za bardzo się zapędzasz? — na początku nie rozumiałem, o co jej chodzi. Głowę miałem uniesioną wysoko i dopiero po dłuższej chwili zrozumiałem, że głos dochodził spod moich łap. Wadera widocznie potknęła się, a ja bezceremonialnie w nią wszedłem.
— Oh wybacz! — odskoczyłem od niej i od razu podałem jej łapę, aby pomóc jej wstać. — Zamyśliłem się.
— Mogę się dowiedzieć, o czym tak bardzo myślałeś?
— Tak — mlasnąłem — o sobie.
— Łał. Nie spodziewałam się. Znaczy wyglądasz na specyficznego wilka, ale nie posądziłabym cię o takie coś. Nie wyglądasz na kogoś, kto interesuje się sobą lub swoim wyglądem. — Nie potrafiła powstrzymać śmiechu, gdy wypowiadała ostatnie zdanie, ale nie miałem jej tego za złe. Wiedziałem, jak wyglądam w jej oczach, w oczach każdego.
— Cóż, odkąd jestem całkiem sam, zacząłem mieć samolubne myśli. Z okazji zbliżających się dwudziestych siódmych urodzin postanowiłem coś w sobie zmienić.
— A co? — nie dawała za wygraną. Może na siłę podtrzymywała konwersację, a może naprawdę była zainteresowana. Szła tyłem, nie zwracając uwagi na czekające zasadzki. Kolejny raz się potknęła, ale w porę udało mi się ją podnieść. Zrobiłem to z lekkością, o którą sam siebie nie podejrzewałem.
— Tajemnica — powiedziałem, odstawiając ją na ziemię.
— Nie jest ci zimno? — zmieniła temat, spoglądając na moje szczątkowe owłosienie.
— Tak, ale lubię chłód. Dość o mnie — przerwałem. — Właśnie dotarliśmy do Gniazda, czyli jesteśmy w połowie drogi. Teraz twoja kolej na zwierzenie, czy co tam sobie chcesz.
— Dlaczego?
— Bo cię proszę.
Uśmiech nie znika z mojego pyska.
Adelino? <3