17 marca 2019

Od Faith cd. Niffelheima

Do watahy już jakiś czas temu zawitała jesień. Borsuki porządkowały swoje kryjówki w ziemi i wymieniały ściółkę. Wiewiórki i inne gryzonie szukały głębokich dziupli lub nor, które moszczą trawą, liśćmi, mchem i w końcu zatykają wejście. Zniknęła większość ptaków, choć nadal można dostrzec lecące na niebie klucze żurawi i dzikich gęsi. W zimowy sen zapadają niedźwiedzie w zacisznych miejscach, gdzie mróz nie dociera. Podobnie czynią borsuki i jeże. To wszystko to znak, że nadchodziła zima. Zima to ulubiona pora roku Faith, ale jednak przed jej zawitaniem potrzeba by zadbać o zapasy, by uporać się z brakiem żywości. Również wybierała się w poszukiwaniu materiału, którym mogłaby posłać swe legowisko. Zimno jej nie przeszkadzało zbytnio, to naturalne warunki pogodowe dla wilka lodu, ale chciała móc spać na czymś mięciutkim i ciepłym oraz by Whis nie zmarzł, póki u niej mieszkał.
Spacerowała po lesie, węsząc za drobną zwierzyną i przy okazji wypatrywała ziół, które mogła uratować przed zimnem. Akurat przechodziła jedną ze ścieżek lasu Phoenix, gdy znienacka z pobliskiej sterty liści wyłonił się nieznany jej do tej pory osobnik. Aż podskoczyła, gdy się na niego natknęła i odruchowo wycofała się stawiając kilka kroków w tył. Nieznajomy jej wilk po otrzepaniu się z liści w końcu przemówił, nie ukrywając swą postawą ciała, iż czuje się niezręcznie w tej sytuacji.
– Przepraszam, naprawdę nie chciałem – zaczął się tłumaczyć. – Wszystko w porządku?
– Tak – odparła krótko, jak zwykle unikając wzroku nowo poznanego rozmówcy.
– Głupio mi, ale nie sądziłem, że ktoś będzie się zapuszczał aż tutaj. No i nie myślałem, że zanim się obejrzę, zostanę przysypany przez liście.
Faith również nie czuła się w tej sytuacji najlepiej, szczególnie że szczególnie że ją przestraszył. W dodatku jej nieśmiałość brała górę i pewnie wyglądała jak zawsze na zwyczajnie niezainteresowaną drugą osobą, co było mylne. Po prostu wstydziła się odzywać pierwsza.
– Nazywam się Niffelheim – zaczął dość niepewnie. – Dawniej mogłabyś mnie poprosić o egzorcyzm, dziś służę radą odnośnie do szczeniąt. A ty jakie imię nosisz?
– Faith.
– O, a to ci przypadek! – zakrzyknął wesoło. – Właśnie do ciebie zmierzałem, ponieważ potrzebuję pomocy zielarza, a ty nim jesteś, prawda? – Kiwnęła nieśmiało głową. – Zazwyczaj nie jestem taki wylewny i próbuję radzić sobie z własnymi problemami zupełnie sam, ale tym razem to jest ponad moje siły. Z ziołami rzadko kiedy miałem do czynienia, więc potrzebuję rady specjalisty, kogoś, kto w tym siedzi i ma pojęcie, co to właściwie znaczy zajmować się wywarzaniem naparów, tworzeniem eliksirów z roślin.
– Co się stało?
– Potrzebuję czegoś na uspokojenie nerwów i rozluźnienie mięśni. Mam wrażenie, że po krótkiej rekonwalescencji mój umysł wróci do pełni zdrowia i znów będę mógł być sobą. Mogłabyś mi coś na to polecić?
Faith po uświadomieniu sobie, że może komuś służyć pomocą, zagarnęła się bardziej do rozmowy.
- Jasne, chodź ze mną. Myślę, że w mojej pracowni powinno się coś na to znaleźć.

***

Przez okna wpadało blade, ale radosne światło słoneczne. Zieleń była głównym bohaterem tego miejsca, wylewała się z okien, popękanych ścian, donic umocowanych pod sufitem. Długie pnącza ziół, kwiatów i zwykłych ozdobnych roślin oplatały niemal wszystko, co się dało. Później skierowali się do niedużej zapadliny, której schody kierowały się ku dołowi. Schodząc po nich ukazało im się bogate wnętrze w składniki do wszelakich wywarów oraz mnóstwo fiolek, flakoników i innych naczyń o różnorakich kolorach i zapachach. Trochę było tam ciemno, a flakony z zawartością świeciły się własnym światłem. W srebrnym kociołku już dawno znajdowała się wrząca woda, a pod nim trzaskał płomień. Zbierała składniki bez zaglądania do żadnej księgi, znała recepturę na pamięć.
– Wiem, że oczekiwałeś towaru zielarza, ale jestem również alchemiczką i znam recepturę Eliksiru Spokoju, który mógłby Ci pomóc bardziej, niż zaparzona herbatka z Melissy. - mówiąc to, sięgnęła po sproszkowany kamień księżycowy. Składniki dodawała w dokładnych i ściśle określonych ilościach i porządku, mikstura musiała być mieszana dokładną liczbę razy, najpierw zgodnie ze wskazówkami zegara, potem odwrotnie. Temperatura płomieni, na których się podgrzewała, musiała mieć ściśle określony czas, zanim dodało się ostatni składnik. Gdyby zrobiła, choć najmniejszy błąd, osoba wypijająca eliksir mogłaby zapaść w sen, z którego mogłaby się nie wybudzić. Dodawała sproszkowany księżyc go do kociołka, aż eliksir zmienił kolor na zielony. Później mieszała, aż eliksir zmienił kolor na niebieski. Ponownie dodała kamienia księżycowego, aż eliksir zmienił kolor na fioletowy. Zaczęła podgrzewać, aż eliksir zmienił kolor na różowy.
- Nie ma sprawy, bylem poczuł się lepiej. - przycupnął niedaleko, czekając, aż eliksir będzie gotowy.
Sięgnęła z pobliskiej półki po syrop z ciemiernika czarnego i kolce jeżozwierza. Wlała pierw syrop, a eliksir zmienił kolor na turkusowy. Podgrzewała do koloru fioletowego, po czym dodała kolce jeżozwierza, a eliksir zmienił kolor na czerwony. Mieszała tak, a eliksir stał się pomarańczowy. Na sam koniec dodała sproszkowany róg jednorożca, aż eliksir zmienił ponownie kolor na różowy. Mieszała tak i podgrzewała na zmianę eliksir, aż pozmieniał kolejne parę razy kolor. W końcu stał się biały-co oznaczało, że był gotowy. Wlała go do dużego flakonu. Substancja wydzielała kłęb srebrne pary.
- Proszę, to dla Ciebie. - podała mu flakon. - Dzięki temu wywarowi odnajdziesz spokój. Jeśli chcesz mogę uwarzyć również Eliksir Euforii. Leczy on depresje i wywołuje poczucie szczęścia. Skutkami ubocznymi są jedynie niepohamowany śpiew i chęć chwytania innych za nosy - zaśmiała się.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template