- E tam. Sekrety są dla słabych. Kochać kochałem i tego żałuję, a zainteresowań brak.
- Totalne zero?
- Dokładnie tak. Widzisz? Nie ma o czym mówić. Wróćmy do tematu Twojej osoby. - zaproponowałem, przygotowując już kolejne, męczące pytanie. Ale basior był uparty.
- I naprawdę tylko tyle możesz o sobie powiedzieć? - zadrwił, ani na chwilę mi nie wierząc.
- Mój drogi, mógłbym Ci tu wyrecytować całą litanie, nie wiem no, po prostu wszystko; powiedzieć co zjadłem na śniadanie 2 lata temu, ale czy ty naprawdę chcesz tego słuchać?
- Tak.
No żesz kurde.
- Błagam, to głupie. Nie chce mi się. - zaciekle się broniłem, ale kurczę, to i tak na marne.
- Nalegam. - te jego krótkie, sztuczne odpowiedzi były irytujące. No ale ok, dawaj Pain. Jeszcze tylko teatralny, głęboki wdech i lecimy.
- A więc; moje życie towarzyskie obecnie leży i kwiczy, tak od kilku lat. Sprawy miłosne chyba pozostawię innym, bardziej, ekhem, doświadczonym. - specjalnie zaakcentowałem ostatnie słowa - Chyba skończyłem z miłością, w sensie jakoś mnie to nie kręci. Jak już wspomniałem żadnych zainteresowań nie mam, a moje życie byłoby puste... No właśnie, byłoby. Ale tutaj pojawia się kronika i czerpanie z życia innych. Na przykład z Twojego.
Spojrzał na mnie z politowaniem, zażenowaniem wręcz. Szczerze i wcale nie sarkastycznie zarechotałem, po czym zerknąłem na kartkę. Wygląda na to, że mam już wszystko. Tylko jak wyłudzić informacje o tej tajemniczej śmierci? To w sumie musi być bardzo ciekawe, przeżyć własną śmierć. Dla wielu to temat tabu i dla tego delikwenta najwyraźniej również. Moment...
- Kesame. Wspomniałeś coś o Kesame, prawda?
Nie odpowiedział, jedynie pytająco się na mnie spojrzał.
- Ona też zginęła... A może zaginęła. - objaśniłem.
- Wierzysz w to?
- W co?
- Że wciąż żyje.
Zagryzłem wargi. Czy wierzę?
- Nie rozmyślałem nad tym. Wiem, kiepski ze mnie dziennikarz. Ale, wracając, naprawdę nie wiesz co się z nią stało?
Nie był chętny do rozmowy. Może to wiedziałem, ale nie potrafiłem zrozumieć. Tak bardzo chciałem wtedy zmienić temat, ale było tak niezręcznie. Nie wiem dlaczego - zacząłem czuć się nieswojo. Cały mój zapał gasł przy tym basiorze. Myślami zboczyłem z tematu i wbijałem wzrok w to stworzenie. Miał kamienną minę, taką... Czy on w ogóle potrafi się uśmiechać? Tak, pewnie tak. Jak długo stoję jak ostatni debil nie mogąc wydusić ani jednego słowa?
- A więc... ten. - odchrząknąłem, na szybko szukając neutralnego tematu - No, ładną mamy dziś pogodę, czyż nie?
Na dworze od kilku godzin panowała zimna, nieprzyjemna słota.
- Piękną. - odparł tak beznamiętnie, że nawet nie wiedziałem, czy mówił serio czy raczej sarkastycznie. Znów zanosiło się na grobową ciszę. Na szybko przewertowałem kartki notatnika, szukając niezapisanych stron. W oczy rzucił mi się opis pewnych mitycznych stworzeń: smoków.
- Widziałeś smoka, prawda? - zapytałem, nie unosząc głowy, a jedynie czytając ubogi zarys tych stworzeń.
- Nie jednokrotnie.
- Zazdroszczę Ci...
- To nic przyjemnego. Nie, jeśli ta bestia chce wypruć ci flaki.
- Przesadzasz. Ale dobra, wiesz co nie co o tych... "bestiach", tak?
- Wiem. - odparł, nie zważywszy na mój nie uprzejmy komentarz.
- Są gdzieś w pobliżu? - dopytywałem.
- Nie wiem, może i są. Takie wielkości dzikiego kota.
- Nie, nie... Takie mi nie są potrzebne. Chcę te duże! - oświadczyłem, entuzjastycznie nastawiając uszy.
- To już chyba nie jest odwaga. Bardziej... głupota.
- Przesadzasz. Dobra, wiesz gdzie znaleźć chociaż te małe? - przekręciłem łeb i przymilnie patrzyłem prosto w jego ślepia.
HG?