24 marca 2019

Od Karaihe


Był to dla wadery dzień wyjątkowy. Nie wesoły, bo to już za dużo powiedziane, ale wyjątkowy. Dla wielu był jak każdy inny, z jednym tylko, nic nie znaczącym szczegółem. Padał śnieg. Nikt by się pewnie nie spodziewał, ale daję słowo, Karaihe uwielbia śnieg. Tak, to dość zaskakujące, żeby ktoś tak zgorzkniały jak ona lubił tak dziecinną rzecz. Wilczyca jedynie odeszła w ustronne, bardzo ustronne miejsce, zupełnie jej nie znane i tam usiłowała cieszyć się każdą chwilą. Tak bardzo chciała być optymistką, lub choćby marnym realistą. Ale nie, ona zawsze automatycznie psuje sobie humor. Czasem usłyszy coś o tym, że przecież jest zdrowa, no to heja, powinna być wniebowzięta. I w takich chwilach chce przypieprzyć rozmówcy. Ciekawa jestem, czemu wciąż tego nie zrobiła. Chyba dlatego, że zawsze musi unosić się tą cholerną dumą, czy tam honorem, jeden ciort. W każdym razie - bicie przypadkowych wrzodów, choć wspaniałe, to nie w jej typie, niestety. Ale tego dnia nie o bicie waderze chodziło. Postanowiła zapomnieć o wszystkim. To głupie, ale spokojnie, ona doskonale o tym wie. Wie też, że jeśli zaraz się nie wyciszy, to ją krew jasna zaleje, dlatego wytrwale dążyła do tego błogiego stanu. Była już blisko, spokój na wyciągnięcie łapy, wreszcie zamknęła oczy, i wtedy usłyszała.
- Hej!
Donośny głos wyrwał ją z idealnego zacisza. Rozwarła oczy i tak bardzo  chciała komuś przywalić. Z morderczym spojrzeniem odwróciła się, a tam - jak gdyby nigdy nic - stał uśmiechnięty, biały basior z śmieszno strzelistym włosiem na łbie.
- Czego? - oburzona nie odrywała wzroku od natręta. On widocznie był zadziwiony gwałtowną reakcją, bo przecież wydawała się być taka spokojna...
- Hola, hola, spokojnie. Cóż ja ci zrobiłem, że wyglądasz jakbyś chciała mi wydrapać oczy?
- Nie tylko wyglądam. - zapewniła - Przyszedłeś w konkretnym celu, czy tak tylko profilaktycznie zawracasz mi dupę?
Chyba go to rozśmieszyło. Karaihe nienawidzi ultra spokojnych osób, które uważają się za lepsze, drwiąc z tych podirytowanych.
- Powtarzam; nerwy są nie potrzebne. Raczysz wskazać mi drogę?
Basior pozwolił sobie na za dużo. Przekroczył pewne granice, których nikt nie powinien przekraczać.
- Zjeżdżaj, hipisie.
Wierzcie lub nie, ale te słowa jak nią były delikatne.
- Nie jestem hipisem. - zaprzeczył - A ty nie jesteś upoważniona do obrażania mnie.
Wadera tylko zakpiła, z zażenowaniem patrząc mu w oczy.
- Bo co?
- Nie jestem zwolennikiem siłowych rozwiązań, więc będę ucieszony, jeśli pozwolisz mi odejść. - uprzejmie się ukłonił i odszedł. Ale nie, Karaihe nie może mu puścić tego płazem. Śledzenie go byłoby iście idiotycznym wyjściem, a więc wykluczyła tą opcję. Wadera stwierdziła, że jeśli napatoczy się jej po raz drugi, to tego spotkania nigdy już nie zapomni. Nie wiedziała tylko, czy jest jakiekolwiek prawdopodobieństwo, że drogi tych istot ponownie się skrzyżują. Zamaszyście mrugając, pusto patrzyła w oddalającą się sylwetkę basiora. W jej głowie rodził scenariusz kolejnej dyskusji z nim. Obiecała sobie, że za drugim razem tak go zagnie słowami, że nawet słówka nie piśnie ze zdziwienia, wstydu i zażenowania.
Parę godzin później, po czasie długiej refleksji nad życiem, Karaihe udała się znów do swojej jaskini. Mijała parę wilków po drodze, z żadnym jednak nie podjęła się rozmowy. Pilnie wyczekiwała białego basiora, bo naprawdę, nie wiedzieć czemu, w pewnym sensie chciała go spotkać. Zaintrygował ją. Swoją pospolitością, czy czymś tam. To głupie, ale przysięgam, chciała z kimś porozmawiać...

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template