- No ładnie Whis - mruknąłem do siebie, przeskakując przez zawalone drzewo. - Jak tak dalej pójdzie, zanudzisz się na śmierć. To by dopiero była nowina, basior w tak młodym wieku odszedł na tamten świat. - Zaśmiałem się cicho z własnej głupoty, kręcąc szybko łbem.
Pogoda była piękna, słońce świeciło wysoko na niebie, na którym nie było ani jednej chmurki. Uwielbiałem to, zawsze można było znaleźć sobie jakieś wzniesienie czy większy kamień. To uczucie, kiedy promienie nagrzewały twoje futro, jest nie do opisania. Nie sposób jest się wtedy ruszyć, z automatu odechciewa Ci się wszystkiego. No prawię, jedyne, o czym marzysz to leżenie. Przeszedłem tak jeszcze kilkanaście kroków, zanim nie usłyszałem jakiegoś szelestu. Zatrzymałem się, spoglądając na krzaki, w które po chwili wsadziłem łeb. Moim oczom ukazała się samica, skąd to wiem? Nie sposób było jej pomylić z basiorem. Była niska, szczupła ładna... Wyglądała zgrabnie i majestatycznie, jej różnokolorowe futro mieniło się w promieniach słońca, nadając mu blask. Do swojego ciała miała doczepione piórka, co tylko dodawało jej uroku. Pochyliłem się tak, by mnie nie wypatrzyła, obserwowałem dokładnie jej ruchy. Samica siedziała nad kilkoma kwiatami, które już dawno uschły trzymała nad nimi łapę. Zdziwiony przekręciłem łeb, to co stało się później... Przeszło moje oczekiwania. Rośliny dosłownie odżyły...
- Woooow - wyrwało mi się z pyska, chyba powiedziałem to ciut za głośno, bo nieznajoma spojrzała w moim kierunku.- Wybacz, nie chciałem Cię przestraszyć... Po prostu... To było... Niesamowite, ty ożywiłaś te kwiatki, jak to zrobiłaś? - wyszedłem z krzaków. - A... tak, gdzie moje maniery. Jestem Whis.
Lumen?