Tak naprawdę nie wiedziałem, po co tam przyszedłem. Chciałem ją zobaczyć, upewnić się, że wszystko jest w porządku, po tym, jak w mgnieniu oka ulotniła się z biblioteki.
Mój wzrok automatycznie podążył ku leżącej na ziemi księdze - lekko podniszczonej, lecz wyglądającej na całkiem porządną. Tkwiła w kącie pokoju, z grzbietem wygiętym w górę, jakby ktoś rzucił nią w ścianę w przypływie złości. Uniosłem na ten widok brwi, lecz Fasola uparcie milczała; kiedy zaś chciałem podejść, by odczytać wygrawerowany napis (zapewne będący tytułem), ona drgnęła - tak, jakby miała zaraz zerwać się z miejsca i zwędzić mi książkę sprzed nosa. Mimo tego pozostała na swoim miejscu i jedynie odchrząknęła znacząco, co utrwaliło mnie w przekonaniu, że lepiej będzie, kiedy jej sekrety pozostaną jej sekretami. Zachowywała się dziwnie, ale tak naprawdę ostatnio wszystko stało się nieco dziwniejsze niż zwykle.
Czułem, jak omiata mnie spojrzeniem, a kiedy odwróciłem się do niej i skupiłem na szmaragdowych oczach, ona uciekła wzrokiem. Poruszający się mięsień pod skórą na policzku zdradził zaciśnięcie szczęk. Odchrząknąłem, przerywając ciszę splątaną znakami, których wolałbym nie interpretować.
- Możesz mówić mi Airov - uśmiechnąłem się ciepło, aby dodać jej nieco otuchy. Zwykle wystarczało to na stopienie pierwszych lodów, jednak tym razem nie bylem pewny, czy stoi pomiędzy nami lodowa ściana czy już zupełnie nic.
- Dobrze - skwitowała cicho, ale pewnie. Wciąż wyglądała, jakbym był duchem, a nie zwykłym okaleczonym wilkiem.
- Co do tamtych słów - zmarszczyłem brwi - większości nie słyszałem. Nie martw się.
Kłamstwo. Albo i nie. Jeśli tak, to całkiem dobre, sądząc po tym, jak Fasola się rozluźniła. Sam już nie wiedziałem, co było wypowiedziane przez nią, a co dopowiedziane jedynie przeze mnie. Poplątałem się w słowach i myślach, lecz nie dawałem tego po sobie poznać - pozorny spokój jest kluczem do sukcesu.
Zaległa cisza, którą należało przerwać. A, jak wiadomo, najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze.
- Robi się coraz zimniej, więc uważaj, kiedy następnym razem będziesz szła do biblioteki. Może złapać cię śnieżyca.
Po tych słowach najzwyczajniej wycofałem się do wyjścia; już z tego miejsca czułem chłodne powietrze przedostające się do środka przez szczeliny.
- Będę uważać.
Kątem oka widziałem jak otwiera pysk, by coś jeszcze dodać, lecz zaraz zamyka go i jedynie obserwuje mnie z pozornym uśmiechem wymalowanym na pysku.
- Do zobaczenia więc.
Skinąłem w jej stronę łbem, żegnając się uprzejmie, a potem wyszedłem na mroźne powietrze, które owiało mnie z każdej strony.
Każdemu kolejnemu krokowi towarzyszył charakterystyczny dźwięk: ten, który rozbrzmiewa, gdy depcze się po zmarzniętej ziemi. Cały świat osnuty był już zimową aurą, która stawała się jeszcze bardziej wyrazista przez unoszącą się z każdym wydechem parę. Przymknąłem oczy, wsłuchując się w dźwięk zimy. Później przyspieszyłem, wolny krok zamienił się w trucht, a oddech nieco przyspieszył. Obserwowałem okolicę i choć nie była to moja zmiana, z przyzwyczajenia zwracałem uwagę na całe otoczenie: kręcące się wokół wilki, niektóre kłaniające mi się, inne zdające się mnie nie zauważać; nieliczną zwierzynę, głównie małe gryzonie, które czmychały na mój widok pod niskie iglaki. Nasłuchiwałem, doglądałem. Rutyna.
Własnie dlatego od razu wychwyciłem szmer za mną. Zbliżał się powoli, miarowo, ale spokojnie, bez żadnych podchodów. Wyczułem zapach, a po chwili usłyszałem głos, zielony jak wszystko inne w tej waderze.
- Właściwie to mam jeszcze jedną sprawę.
Skinąłem łbem, właściwie ciesząc się na jej widok. Była całkiem sympatyczna, a na pewne kwestie można przecież przymknąć oko.
- Zamieniam się w słuch.
Fasola?
Ani to długie, ani ambitne, ale bezkręgowce mnie wzywają .-.