Zatrzymała się na chwilę, spojrzała na swój ogon i pokaźną kolekcję liści, które wplątały się w futro Mikadzuki. Tak kończy się chodzenie po lesie i ciągnięciem sierści po ziemi. Użyła swojej mocy, a z rzucanego przez nią cienia wyłoniła się niewielka, czarna istota stojąca na dwóch nogach. Głowa stworka miała kształt odwróconego trójkąta z półokrągłym wcięciem u samej góry. Gdy Dākudia ruszyła dalej, mały "towarzysz" wadery szedł obok niej, dziarsko dotrzymując jej kroku i wyjmując z jej ogona pozostałości leśnej ściółki.
-Będę musiała jeszcze dzisiaj znaleźć jakąś kryjówkę na kilka dni, by odpocząć i odzyskać siły.- Mruknęła sama do siebie pod nosem, jak to miała w zwyczaju. Zbyt wiele czasu spędziła samotnie i tylko w ten sposób mogła odezwać się do kogokolwiek. Co z tego, że tym kimś była właśnie ona?
W końcu wyłoniła się spomiędzy drzew i zatrzymała się wśród traw, rozglądając się dookoła i podziwiając krajobraz. Z jednej strony tęskniła za kontaktami z innymi wilkami, jednak była przekonana, że ona sama wniesie jedynie do nich smutek i rozczarowanie.
- Zostają mi jedynie oni.- Zerknęła kątem oka na bezrobotny cień. Kiwnęła lekko głową, wskazując na swój grzbiet. Istotka ochoczo zajęła miejsce tuż za jej szyją, łapkami chwytając poroża wadery. Ta ruszyła spokojnie dalej przed siebie, rozkoszując się nielicznymi, bezproblemowymi chwilami, nie będąc świadomą, iż już od dawna znajduje się na terenach obcej watahy.
Lumen?