- Niedługo zobaczysz - odparła lakonicznie.
Szedł za nią, gdy bezgłośnie przeciskała się przez gęsto rosnące krzewy. Czuła do niego mimowolny szacunek. Był Alfą, bo pozwoliła umrzeć Kesame, a mimo to traktował ją tak samo, jak pozostałych członków watahy. Nawet jeśli ją obwiniał, nie okazywał tego. Nie na zewnątrz.
Kesame. Ta drobna myśl sprawiła, że skrzywiła się. Zostawiła ją tam, nie wiedząc, czy naprawdę umarła. Mimo tego nie miała żadnych nadziei. Ona musiała nie żyć. Nie przeżyłaby tyle czasu w Świątyni. Świątynia była czymś, czego nadal nie rozumiała. Jak Enyo mogła tam spędzić tyle czasu i nie oszaleć?
Właśnie. Enyo. Nie widziała jej tak długo, a przecież bez niej obie zostałyby w Świątyni. Zastanowiła się chwilę. Gdzie teraz była Strażniczka? Czy dołączyła do jakiegoś stada, wróciła do swojej rodziny?
-...Bellono, wyszliśmy poza tereny watahy. - Airov zbliżył się do niej i spojrzał jej w oczy pytająco. Zauważyła, że jego jedyne oko jest hipnotyzująco czerwone.
Ma ładny odcień.
- Wiem. To było poza terenami - odpowiedziała spokojnie. Bardziej wyczuła niż zobaczyła, że zaczyna go to interesować, ale o nic nie zapytał. Od tej pory skupiła się na drodze. Miejsce zaczynało być coraz bardziej znajome. Stąpała ostrożnie, przemykając się między niewielkimi brzózkami. W końcu dotarła.
Ledwo pamiętała to miejsce, w końcu wtedy była ślepa, ale wiedziała, że stoi dokładnie tam.
- Airovie - mruknęła cichym, ochrypłym głosem. - Czy wiesz, co to za miejsce i dlaczego cię tu przyprowadziłam?
- Nie wiem. To ty powinnaś mi udzielić odpowiedzi na te pytania. - Czy tylko jej się zdawało, czy zaczynał być lekko niezadowolony?
- W takim razie ci odpowiem. Tutaj razem z Kesame trafiłyśmy do świątyni. - Coś w jego spojrzeniu drgnęło, lecz po chwili wróciło do normalnego stanu. - I tutaj chcę ci powiedzieć, że odchodzę.
- Dlaczego? - zapytał. Miała jednak ciche wrażenie, że podświadomie go to ucieszyło. - Odzyskałaś Smocze Ostrze. Jesteś bohaterką.
- Ja? Bohaterką? - stwierdziła cicho. - Mylisz się. Jestem dla nich tylko członkiem watahy. Tak, odzyskałam Smocze Ostrze. To wszystko. Znają moje imię, nie mnie. Nie znaczę dla nich nic więcej. Dlatego odchodzę.
- Odchodzisz? Teraz?
- Nie. Zostawiłam sobie tydzień. Jeżeli przez tydzień nie stanie się nic, co mnie przekona, żebym została w watasze, odejdę.
Airov przyglądał jej się przez chwilę. Wyczuła, że jest lekko spięty, ale także mu ulżyło. Uczucia były czymś dziwnym. Wyczuwała je doskonale, ale nie potrafiła określić, dlaczego inni je czują - i dlaczego potrafiły być takie sprzeczne, takie niezrozumiałe.
Kim właściwie jesteś, młody Alfo?
- Dobrze - stwierdził w końcu.
~~~~~
Śnieg w nocy siekł bezlitośnie. Wejście jaskini było nim wypełnione. Z trudem weszła w warstwę śniegu sięgającą ponad pół metra. Napadało sporo i miało jeszcze napadać.
Cztery dni. Zostały cztery dni.
Spojrzała na słońce, skryte za gęstą warstwą grubych, puszystych chmur. Jego obecność dało się zauważyć jako nieco jaśniejszą plamę na niebie. W kilku miejscach zwały obłoków były poszarpane, odsłaniając strzępki błękitnego nieba. Uwielbiała patrzeć na niebo. Chmury były za każdym razem inne. Wszystko zmieniało się. Mogła obserwować je bez końca.
- Halo?
Zaklęła w myślach i odwróciła się gwałtownie. Koło jaskini siedział wilk. Wyczuła jego zapach. Pachniał watahą i... czymś jeszcze? Jak to się nazywało? To była jakaś roślina. Kwiat? Drzewo?
- Jesteś Belloną, prawda? Belloną. Wojowniczką.
- Tak. O co chodzi? - Zmrużyła oczy. - Racja, głupie pytanie. Misja. Zlecona przez Alfę, jak mniemam. - Zbyt rzadko przychodzili do niej goście, by mogła liczyć na coś innego. - Nie, nie mów, o co chodzi. Ty znasz moje imię, ja chcę poznać twoje. O misji powiesz po tym.
Ktoś, kogo od pierwszego wejrzenia nie zniechęci Bélle?