W pewnym momencie Lira wpadła w zaspę, a ja razem z nią. Leżeliśmy teraz obok siebie. Nasze pyszczki były bardzo blisko. Chwila wyglądała jak z romantycznego filmu. Spojrzałem prosto w oczy wadery a ona... rzuciła we mnie śnieżką śmiejąc się w niebo głosy. No i znowu zaczęliśmy się rzucać. Jedna ze śnieżek przeleciała mi tuż przed twarzą. Inna trafiła w mój ogon. Kilka uderzyło w drzewo... śnieżki latały i latały, a końca nie było widać.
Pewnie trwałoby to jeszcze długo, ale zaczęło się ściemniać, więc ze zdrowego rozsądku postanowiliśmy już wracać. Po drodze rozmawialiśmy o różnych, tak naprawdę nieistotnych rzeczach. Gdy doszliśmy do jaskini Liry wadera, pożegnała się i weszła do środka. Już miałem wyruszyć do swojej jaskini, gdy uświadomiłem sobie, że... ja nie mam swojej jaskini...
Lira? Wiem, krótkie. Nie krzycz...