Gołe, ciemne drzewa wyglądały teraz zupełnie jak mroczni strażnicy, czekający tylko aż padnę. Zupełnie jak średniej wielkości ptak, podążający za mną już od jakiegoś czasu. On też już wiedział. Wręcz nie mógł się doczekać świeżego pożywienia, którego nie miał w dziobie pewnie od dawna. Czy właśnie tak zginę? Cóż, pewnie tak, jeżeli szybko nie znajdę sobie jakiegoś schronienia. Śnieg padał coraz mocniej, osadzając się na moim różnobarwnym, półmokrym futrze. Musiałam przymknąć oczy i opuścić pysk, gdyż nawet nie mogłam nic dojrzeć.
Nagle w oczy rzucił mi się trójkątny kształt nieopodal. Mała jaskinia? A może jakieś zwierzę? I tak nie miałam innego lepszego wyjścia jak tylko iść tam i to sprawdzić. Nie sądzę, aby jakiekolwiek zwierzę miało ochotę wylegiwać się w lesie w samym środku śnieżycy.
Kiedy podeszłam bliżej, przekonałam się, że to dwa, powalone drzewa - jedno większe, leżące na drugim. Cała konstrukcja była porośnięta mchem i przysypana śniegiem. Wyglądała dosyć solidnie. Poczułam na sobie kolejne, mocniejsze od poprzednich targnienie chłodnego wiatru. Przymknęłam oczy i zaczęłam ciągnąć się w kierunku znalezionego schronienia. W końcu stanęłam przed nim, odgarnęłam warstwę śniegu i mchu, torując sobie wejście do środka, gdzie tak jak myślałam - była mała szczelina. Ujrzałam ciasne wnętrze, w którym znajdowało się trochę starych, niektórych rozłożonych już liści oraz pajęczyn. Panował tutaj miły dla oczu półmrok.
Wczołgałam się na słabych nogach do środka i położyłam. Było tutaj bardzo ciasno i dość brudno, ale szczerze mówiąc spędzałam noce już w gorszych warunkach. Przynajmniej nie wiało, przez co było trochę cieplej niż na zewnątrz.
Spojrzałam na pajęczynę w rogu pomieszczenia. Z tego co zdążył nauczyć mnie ojciec, ma ona wręcz identyczne właściwości jak antybiotyk. Sięgnęłam po trochę śniegu z zewnątrz, chcąc oczyścić bolącą ranę. Poczułam chłód, zatrzęsłam się z zimna, ale ból chwilowo ustał. Odgarnęłam zakrwawiony w oka mgnieniu śnieg i nałożyłam na ranę cienką, lepką pajeczynę. Ponownie uderzyło mnie ukłucie bólu. Jęknęłam cicho i zacisnęłam zęby, nakładając kolejną warstwę. Położyłam na wszystkim jeszcze trochę śniegu i ułożyłam łeb na łapach by trochę się przespać. Nie miałam na to czasu już od nie wiem jak długa, więc musiały mi wystarczyć tylko urywki odłączenia od rzeczywistości. Było to trochę trudne zadanie, ale byłam tak zmęczona, że udało się dosyć szybko.
~~~
Obudziłam się kiedy śnieżyca ustała. Wejście do szczupłej kryjówki zasypane było warstwą przybyłego śniegu, który musiałam ponownie odgarnąć, chcąc wyjść. Przez ból nie dałam rady nawet się przeciągnąć, do tego uświadomiłam sobie jak bardzo jestem głodna dopiero teraz, kiedy we znaki dawał się mój brzuch. Moje wcześniejsze ślady zasypał już śnieg.
Uniosłam pysk, próbując wywęszyć chociaż najmniejszy kąsek do pożywienia. Nie było mowy o polowaniu, a bez jedzenia nie wyzdrowieje i w końcu padnę. Ruszyłam powoli dalej. Nagle poczułam słaby zapach wroniego truchła gdzieś w pobliżu. Po zlokalizowaniu jedzenia zaczęłam kopać w białym puchu. Stare zwłoki wrony... cóż, nie było mi dane nic lepszego. Zaczęłam łapczywie pożerać znalezisko, nie oszczędzając nawet kości. Nigdy nie wiadomo za jak długo znowu będę miała okazję coś zjeść. Zaraz po posiłku udałam się w dalszą drogę. Niecały kawałek stamtąd doszedł mnie obcy zapach. Trzask.
Poruszyłam uszami stojąc w miejscu. Wyprostowałam się, aby nie wyglądać na słabą. Zwykle to zniechęca przeciwnika do ataku... ale nie tym razem. Silne, wilcze łapy dosięgnęły mnie w skoku i powaliły na ziemię. Upadłam z cichym jękiem na zimny śnieg. Obnażyłam ostre kły, gotowa odepchnąć go w razie czego.
On jednak poluźnił swój uścisk, zapewne kiedy poczuł krew.
- I co, nie zabijesz mnie?! Czego się boisz? - warknęłam ostro, patrząc mu w oczy.
- Kim jesteś? - zapytał stanowczym, ale opanowanym tonem. Na moim pysku nie pojawiło się żadne zdziwienie. Zapewne wkroczyłam na jego teren, nie trudno spotkać innego wilka w lesie.
- Waderą! - zawołałam buntowniczo w odpowiedzi. - Złaź ze mnie!
Bi Onyinyo? :3