Właśnie...
A gdyby tak mu przynieść do jaskini coś znacznie, znacznie, znacznie gorszego niż horda głucholców? Nikt by się nie skapnął, a on mógłby nawet wylądować w szpitalu...
- ... Jak znajdę drogę do domu? - spytał, podchodząc do mnie. Wzięłam głęboki wdech. To będzie ostatni wilk, któremu pomogę.
- A pamiętasz ich?
- Tak... a ty pamiętasz swoich rodziców?
- Nie.
Przypomniała mi się mały basiorek, który zgubił rodziców. Argh! Czego mój mózg ode mnie chce, że daje akurat mi wspomnienia z tego okresu?! Czemu nie z przeszłości, albo na przykład o tym jak nazywali się moi rodzice?!
Durna amnezia, durne życie, DURNY ASCRIFICE!
Odkąd spotkałam tego gnojka te durne wspomnienia chodzą mi po łbie! Mam w dupie to, co się z nim stanie.
Wróć... cholera! Nie mogę tego zrobić, bo mnie wywalą... Argh!
Wyszłam z lasu, patrząc na tereny. Obniżyłam głowę, zaczynając myśleć. Wtedy usłyszałam zabawę jakiś szczeniaków. Pod moimi łapami padła piłka.
- Poda pani? - jeden ze szczeniaków popatrzył na mnie. Wyjęłam pazur i miałam właśnie przebić piłkę....
- Tak... a ty pamiętasz swoich rodziców?
- Nie.
Zacisnęłam oczy i ogonem im podałam piłkę, lecz gdy byli daleko, przebiłam ją cieniem. Szczeniaki posmutniały, patrząc na mnie.
- Pani nie miała dzieciństwa, że robi takie złe rzeczy?! - szczeniak próbował na mnie warknąć, lecz tylko pisnął. Zaśmiałam się złowieszczo i tak zniżyłam wzrok, że on klapnął uszy.
- A myślisz, że taki ktoś jak ja, miałby dzieciństwo? - uśmiechnęłam się szyderczo i oblizałam wargi.
- A...ale... to była piłka naszych ro... rodziców... pani nigdy nie straciła rzeczy do nich należącej? - szczeniak wystraszony, cofał się powoli. Otoczyłam go, robiąc kółko.
- A gdybym ci powiedziała, że nie znam ich? - delikatnie zatrzymałam go cieniami - myślisz, że wszyscy rodzą się z takimi serduszkami jak ty? - ten próbował się wyrwać.
- Zostaw go! - krzyknęła mała waderka. Spojrzałam na nią i jej futerko.
- N... nie jestem żadnym... testem 05413444...
Kolejne wspomnienia w głowie... puściłam niechętnie szczeniaka, a ten odbiegł. Wtedy poczułam na sobie czyiś wzrok. Odwróciłam się, zauważając Ascrifice'a. Warknęłam ostrzegawczo i odwróciłam się, idąc w swoją stronę.
*****
Siedziałam w jaskini przy wywarze i "medytowałam". Czułam gniew. Tak wielki, że mogłam stracić nad sobą kontrolę. Wzięłam głęboki wdech. To dobra terapia, bym nikogo tutaj nie zabiła. Aczkolwiek jest taki jeden, którego bym zrównała z ziemią. Szczególnie za tą akcje z krwią i "nie potrafię cię nienawidzić"
- Noc - przerwałam komuś, przygniatając go cieniem do ściany i warcząc. Poznałam Ascrifice'a. Oddaliłam się od niego, puszczając go.
- Czego chcesz, idioto? Jestem zajęta - warknęłam. Nie mam ochoty go widzieć, nie mam ochoty w ogóle z nim rozmawiać. Próbuje go unikać, a ten do mnie przychodzi. Basiory... takie słabe stworzenia...
<Ascrifice?>