Śledziłem wzrokiem rudawy pionek, który Zafira przesuwała łapą po rozległej mapie.Słuchałem jej uważnie, wyłapując każde słowo i dogłębnie je analizując. Kiwałem łbem i wtrącałem cenne uwagi.
Po chwili usłyszeliśmy rozmowę na zewnątrz i do środka wparował znany mi jedynie z wyglądu wilk. Wszyscy zwrócili w jego kierunku łeb, a ten, z nieodgadnioną i dość smętną miną podszedł do nas.
- Tak? - zapytała Nathing, wyłaniając się z ciemnego korytarza - Jakieś wieści?
- Wrogowie zmasakrowali jeden z oddziałów walczący nieopodal Złamanego Drzewa.
Beta pokiwała wolno łbem, a cała reszta, włączając mnie, tkwiła nieruchomo w pełnej napięcia ciszy.
W tej chwili krew odpłynęła z moich żył, a ja sam wstrzymałem oddech.
- Czy ktoś zginął? - zapytał ktoś, lecz nie byłem w stanie wyłapać, skąd pochodził ten głos.
- Nie mamy jeszcze o tym informacji, prosimy o roz..
- Czy to nie ten oddział, w którym walczył X? - zapytałem, przerywając. Nie mogłem dłużej słuchać ich pogawędki.
Nathing spojrzała na mnie dziwnym, zmartwionym wzrokiem, lecz nic nie powiedziała.
- Dziękujemy za informację - odezwała się, jakby nie chcąc odpowiadać na moje pytanie i zwróciła się w stronę innych. - Musimy skierować do nich któryś oddział.
Wokół zrobił się lekki rumor, każdy próbował wymyślić najlepsze rozwiązanie. Ja siedziałem jednak obok, głuchy na ich pytania. Nawet nie próbowałem dostać się do mapy.
- Nathing, - odezwałem się, przymykając oczy - ja muszę wiedzieć.
Spojrzała w moim kierunku. Podeszła do mnie i omiotła mnie wzrokiem.
- O niczym nie wiesz, prawda? - zapytała cicho.
Uniosłem brwi, a moje serce stanęło. Dlaczego powiedziała to takim głosem? Przełknąłem ślinę, patrząc na swoje łapy.
- O czym nie wiem?
Westchnęła cicho, odwracając wzrok.
- Wiem, że nie powinnam robić tego w taki sposób, ale nie mam wyjścia - spojrzała mi w oczy - On nie żyje.
Spojrzałem na nią pustym wzrokiem, nie mogąc w to uwierzyć.
- Słucham?
- Przykro mi. Jest wojna. Powinieneś być na to przygotowany.
- Nie. Nie, nie, nie - cofnąłem się, zaciskając zęby - To nie może być prawda, nie może.
Zamknęła oczy, a do mnie dotarło, że to nie jest cholerny sen.
Poczułem w sercu tak potężną pustkę, że o mało co nie osunąłem się na ziemię. Oparłem się łbem o ścianę, zamykając oczy. A strach i smutek przerodził się we wściekłość.
- Dlaczego on?! - wrzasnąłem, napinając mięśnie.
Nathing nic nie powiedziała, dając mi jako odpowiedź jedynie ciszę. Mój oddech przyśpieszył, moje ciało działało instynktownie. Wybiegłem, pozostawiając w bazie jedynie zdziwione wilki.
Nie wiem, ile tak gnałem, jednak kiedy stanąłem, czułem się, jakby ktoś wypalał mi mięśnie. Opadłem na ziemię, patrząc w górę.
- Noc? - mruknąłem pod nosem, próbując wstać.
Wziąłem głęboki wdech, który roztrzaskał mi płuca na drobne kawałki. Zamknąłem oczy, a moje uszy drgnęły, wyłapując jakieś dziwne odgłosy.
Wstałbym i pokonał te potwory, naprawdę. Lecz nie mogłem. Czułem się pusty i wypalony, moje ciało drżało z wysiłku i bezsilności. Przekląłem, słysząc je coraz to wyraźniej.
Co ja, do cholery, robię?
Znów uniosłem się na łapach, one znów się ugięły, a ja znów upadłem.
Może gdybym zaczął płakać, poczułbym się lepiej?
Widzę go.
Stoi naprzeciw mnie, taki jak zwykle.
Patrzy na mnie.
Tylko jego wzrok jest jakby bardziej mętny.
Mówi do mnie.
Jego słowa giną w przestrzeni pomiędzy nami.
Uśmiecha się.
Lecz ja wiem, że to nie on.
Zbliża się.
Czuję, jak moje serce zamiera.
Rzuca się na mnie.
A ja przebijam go uformowanym z ognia ostrzem.
Na jego futro spadają moje słone łzy i dopiero teraz dostrzegam, że leży pode mną jeden z naszych wrogów. Nie wiem który, bo całe jego ciało płonie. Znów się cofam, w panice rozglądając się na boki.
Muszę stąd odejść. Znów go widzę, tym razem pośród drzew, kilkanaście metrów de mnie.
Napinam mięśnie i podejmuję decyzję, nie informując o tym nikogo.
Odchodzę.