Ostatni raz uniosłam głowę i przymknęłam oczy, po czym zrobiłam pierwszy sztywny krok w stronę bazy. Pora wracać.
Ślady moich drobnych łapek znaczyły nieskazitelną polać bieli, kiedy szłam. Śnieg dostał mi się między palce i miałam wrażenie, że zaczynają zamarzać. Dlatego nieznacznie ucieszyłam się, że w lesie było go mniej. Przystanęłam. Kora drzew tylko z jednej strony była ośnieżona. Widać, z której strony wiał wiatr.
Pod moje nogi padł potwór. Czym jest poznać można było już tylko po wielkości, bo był cały we krwi. Dogorywał. Byłam zmarźnięta i sztywna i nie miałam najmniejszej ochoty ruszać się, żeby skrócić jego męki. Już, już miałam dobić go mocą kiedy ktoś warknął:
- Odsuń się mała.
Po czym jednym susem znalazł się na pokrace i wbił jej sztylet w serce.
Wilk odwrócił się w moją stronę. Normalnie wszczełabym awanturę, bo tego ,,mała" nie mogłam wybaczyć. Ale stwierdziłam, że nie mam na to siły.
No oczywiście, kto to mógł być? Hannibal.
- Nie może się szanowna panienka ruszyć? Niektórzy tu walczą.
Spojrzałam na niego lodowato. A to akurat umiem dobrze. Lodowate spojrzenie świetnie pasuje do zimnych, szarych oczu.
Pokazać mu coś niecoś...
Czy przemilczeć?
Narazie milczałam. Jak skała. Zimny, nieczuły kamień.
- Co, potwora panienka nie widziała, czy może za dużo jak dla niej krwi? - drwił dalej.
,,Tyle krwi, ile widziałam nie zobaczysz w całym swoim życiu" pomyślałam.
Coś trzeba było powiedzieć. Odparłam więc:
- Zimno mi.
Ta odpowiedź była tak prosta i dziecinna, że przez chwilę basiora zatkało.
- I co ja mam dla panienki zrobić?
Spojrzałam na niego chłodno i spokojnie.
- Pytałeś, dlaczego go nie dobiłam - wyjaśniłam i uśmiechnęłam się w duchu.
,,Zimna, bezwzględna, nieczuła. Taka byłaś" przypomniałam sobie. Te słowa w jakiś sposób dodały mi siły.
<Hannibal? To za tamto>