Tuż przy mnie człapał Beast, który nie odniósł poważnych obrażeń. Spoglądał ma mnie niepewnie. W jego wzroku mogłam dostrzec niepokój i troskę, jakiej jeszcze nigdy nie widziałam.
- Może cię zanieść? - spytał.
- Nie... dam radę... - powiedziałam cicho.
Sama nie byłam pewna swoich słów. Potykałam się o własne łapy, kręciło mi siew głowie, a obraz przed oczami strasznie mi się rozmazywał. Potknęłam się o... nawet nie wiedziałam o co i upadłam na ziemię.
- Beast... - szepnęłam.
Tyle wystarczyło, by zrozumiał, że nie dam rady dalej iść sama. Basior delikatnie położył mnie na swój grzbiet, a ja syknęłam z bólu.
- Dokąd?
- Do domu...
- Jesteś pewna że nie do skrzydła szpitalnego?
- Do domu Best, do domu...
Potem już się nie odezwał. Tylko szedł powoli i nucił pod nosem jakąś przyjemną melodię. Zmęczona próbowałam nie zmrużyć oczu. Jeśli w takim stanie zasnę, to już się nie obudzę. Z każdą chwilą czułam się coraz gorzej. Moja śmierć była tylko niedaleką wizją przyszłości, która niebłagalnie się zbliżała. W końcu nie wytrzymałam, straciłam przytomność. Umieram...
Beast? Ocal mnie, ale jeszcze nie w tym opku