- Mamo! - krzyknęłam, podbiegając do jasnookiej wadery.
Spojrzała na mnie na pozór spokojnie, lecz w jej oczach zatańczył niepokój. Wbijała we mnie swoje błękitne spojrzenie, niecierpliwie oczekując rozwinięcia.
Wzięłam głęboki wdech, chcąc uspokoić drżenie głosu. Serce biło mi nienaturalnie szybko, a mięśnie drżały, uginając łapy pod ciężarem mojego ciała. Zmęczenie? Strach?
- O co chodzi?
Jej głos lekko mnie otrzeźwił. Głos pełen chłodnej troski. Targnęły mną sprzeczne emocje, ale wiedziałam, że nie czas na głupie wspomnienia i użalanie się nad sobą.
- Czarny. - jedno słowo, jedno hasło.
Mimowolnie napięła mięśnie, marszcząc brwi. Odwróciła ode mnie wzrok, jakby przeliczając coś w głowie, po czym znów skierowała słowa w moją stronę.
- Prowadź.
Przełknęłam ślinę i ruszyłam do przodu, a matka kroczyła za mną, brnąc w ciszy.
Oddychałam głęboko, nerwowo przebierałam łapami, a moje oczy wędrowały od boku do boku, dzielnie przeczesując otoczenie.
- Ingreed!
Zachrypły głos przeszył otoczenie, wbijając się w mój umysł. Stanęłam, napinając mięśnie i zastrzygłam uszami, nasłuchując.
- Ingreed!
Harbinger, Harbinger, Harbinger...
Puściłam się pędem, licząc, że matka ruszy za mną. Ku mojej uldze zrównała ze mną krok, bez słowa szukając basiora. Mojego basiora.
Harbinger? Wiem, że krótkie, przepraszam...