- Żadnych słów na pożegnanie? Szkoda. - wycedził i zrobił pierwszy krok.
Ja tymczasem tak bardzo chciałam zerwać się z miejsca i chociaż splunąć nieznajomemu w pysk. Wydawało mi się, że każdy mój nerw eksploduje, gdy zmusiłam się do skupienia myśli na basiorze. Spodziewałam się ujrzeć w nim strach, determinację. Obcy był jednej ekstremalnie wściekły. Nie na ten szaleńczy, chaotyczny i irytujący sposób. To była zimna furia i żądza mordu.
Wiedziałam, że wilk także przewierca mój umysł. Czułam, jak fala obezwładniającego strachu znów mnie ogarnia i przytłacza. Resztką sił zmrużyłam oczy i spróbowałam manipulować jego emocjami. Na próżno. Skupiłam się więc na odparciu ataku, który mógł nadejść ze strony agresora.
Nie chciałam zwady. Jeżeli jednak ktoś mnie atakuje, bronię się, to chyba jasne? Mimo zeszywniałych mięśni mój umysł działał jak należy. A ponieważ był w tej chwili moją tarczą i mieczem równocześnie, mogłam liczyć tylko na niego. Wzięłam parę głębokich wdechów. Starałam się nie myśleć o tym sadyście, idącym powoli w moją stronę. Dzieliła mnie od niego zaledwie odległość dłuższego wilczego skoku, wiedziałam jednak, że basior nie rzuci się na mnie. Podejdzie, zaczeka, aż się poddam i poderżnie mi gardło. Niezbyt honorowa śmierć. Uspokoiłam więc skatowane lękiem myśli i przyjrzałam się wilkowi.
Szedł niespiesznie, lecz w pełnej koncentracji. Smolistoczarne, lecz niezbyt połyskujące futro falowało przy każdym ruchu. Jego oczy były utkwione w moich. Szybko przeanalizowałam jego słabe punkty. Moją szansą byłoby albo wydłubanie mu oczu, albo bezpośredni atak miękkiego zapewne podbrzusza, bądź też użycie mocy cieni i spowodowanie krwotoku wewnętrznego. Nie zdążyłam jednak wybrać jednej możliwości, gdy usłyszałam miękki głos tuż przy moim uchu. Postanowiłam na razie zostać w bezruchu i nie próbować wykorzystać resztek koncentracji i energii.
- Bezbronna, niczym zwierzyna w klatce. Ot, czym jesteś. Brudnym pomiotem, niezdolnym do wyszeptania słów podzięki. Bądź co bądź, zamierzam sprzątnąć twój parszywy pysk z tego świata, nie ma za co. - rzucił basior. Zamrugałam szybko, chcąc ukryć uczucie bezradności. Zawsze byłam zbyt miękka, zbyt poddana na krytykę.
Pazury zalśniły przy mojej szyi. Skuliłam się nieco, na co tamten tylko prychnął. Przysunął ostry jak brzytwa szpon do mojego gardła. Poczułam, jak ciepłą ciecz powoli zaczyna przedostawać się przez skórę.
- Zczeźniesz w piekle razem ze mną, szatanie. - warknęłam i rzuciłam się na bok, przy okazji rozpraszając nieco agresora. Wylądowałam na plecach, nieumyślnie odsłaniając brzuch. Przeklęłam własną głupotę. Zanim zdołałam unieść się z powrotem na cztery łapy, wściekły wilk doskoczył do mnie.
- Wolałem cię z przymkniętym pyskiem.
Rzucił się na mnie. W jednej chwili obezwładniająca moc ustąpiła. Najwidoczniej wilk nie zdołał lub zapomniał rzucić zaklęcia ponownie. Postawił na swoje pazury i siłę, całkiem z resztą słusznie. Ja jednak nie miałam zamiaru poddać się mu.
Kotłowaliśmy się pośród suchego pyłu ogarniętego suszą boru. Jaśniejące niebo na horyzoncie wskazywało, że wkrótce nastanie świt. Kto wie, czy dane mi będzie jeszcze ujrzeć słońce. Teraz widziałam przed sobą tylko kurz, krew i futro.
Kły przeciwnika znalazły się niebezpiecznie blisko mojego gardła. Zaatakowałam łapą kark basiora, by zyskać na czasie. W tej samej chwili poczułam ból w lewym uchu. Ten nieokrzesany sadysta wyrwał mój złoty kolczyk, rozrywając przy okazji moje ucho. Czułam, jak posoka kapie mi na nos. W odwecie ukąsiłam wilka w łapę, szarpiąc wściekle i wyrywając kawałek futra. On szarpnął mój ogon. Ja podbiłam jego szczękę. Bitwa trwała. Potrzebowałam jeszcze kilku sekund, by móc wytworzyć kryształowe pociski i zabić nieznajomego.
Wylądowaliśmy w nader dziwnej pozycji: zaledwie kilka centymetrów brakowało, by mój wróg przekłuł kłami moją szyję, zaś ja niemal sięgałam pazurem do jego odkrytego brzucha. Wystarczyłoby teraz tylko marne pchnięcie łapy do zwycięstwa. Oboje byliśmy jednak w szachu. On trzymał mnie, a ja jego.
Darkness?